mambra lubię

staniki już były na tapecie ale ponieważ dowiedziałam się wówczas, że nie tylko ja nie lubię i nie tylko ja poszukuję – dziś szybko i na temat. jest magiczne miejsce, gdzie przemiła atmosfera, profesjonalne podejście i szeroka oferta pięknej bielizny przeczy stereotypom. sprawdziłam, przetestowałam: jeden stanik do karmienia nabyty, drugi zamówiony. i na pewno tam wrócę po więcej, może nie koniecznie do karmienia…
a czekający na mnie dość długo M. nie umarł z nudów bo było wielce wesoło J






















lewy kupiłam a na prawy mam jeszcze chrapkę J


za rok?

robiąc porządek w kompie wplątałam się w folder z nieuporządkowanymi zdjęciami...  
i uświadomiłam sobie, jak spuchłam strasznie... dlatego sobie przyjemność robię patrząc na dzieła mistrza jacka piątka i na siebie dokładnie sprzed roku. ciekawe co będzie za rok? :)

skoro można z tyczki urosnąć w kulę to może da się i odwrotnie?

http://www.jacekpiatek.com/portret.php







druhy precz

są rzeczy, które w ciąży sprawdziły się w sposób bezkonkurencyjny i zasłużyły na medal „potom friendly” mimo braku prenatalnego rodowodu.  rosły i rosły i rosły i ciągle nie miażdżyły, nie gniotły, nie uciskały, nie piły… niniejszy pean dedykuje spodniom, które kupiłam sobie zupełnie nie myśląc o wzroście i chadzałam sobie z nimi na małej pupie i poniżej bioder, rozważając nawet czy nie zwęzić trochę gumy w pasku bo aż tak luźno to chyba nie potrzebuję... no i dobrze, że z natury leniwa jestem, bo gumy nie zebrałam J
i tak przeszło lato i jesień, potem domowa zima miękka i bawełniana i teraz ciągle jeszcze są ze mną druhy wierne i czekają na finał J 
jedno wiem: choć wdzięczna im jestem niezwyczajnie, jak już tylko zacznę się mieścić w INNE rzeczy, dłuuuugo do tych spodni nie wrócę J

taka to ta wdzięczność przewrotna zmiennej kobiety
J



biel, słońce i kołyska :)

moja słabość do bieli jest szeroko znana: jemy na białych talerzach, pijemy z białych kubków i filiżanek, mamy też białe łyżeczki,  białe ściany i budzącą kontrowersje białą podłogę. kwiaty rosną w białych doniczkach, muzyka sączy się z białych głośników, lampa świeci mi nad głową biała, biała lodówka mrozi na biało. książki stoją na białych półkach a my śpimy na białym łóżku. w białej szafie wisi cała bateria białych koszul i też butów mam kilka par w bieli… taaa… nawet ręczniki papierowe muszą być białe bo wzorek wprowadza dysonans i  mi się nie komponuje.
na tym białym tle cudnie się odpoczywa... w jasnym spokoju... a kolorowe detale odganiają monotonię... a jak wyjdzie słońce i po tylu tygodniach burych nagle podbije światłem… ech…  biel uwielbiam!
i jaki w takich okolicznościach mógłby być kolor kołyski dla młodego? J



proszę o dyskrecję...

nic nie poradzę, ale tęsknić za niektórymi ciuchami zaczynam baaaardzo. to chyba odwilż i wiosenne wystawy, spowodowały, że szafa mi wstrętną jest i chciałabym już powoli zacząć wracać do dawnych zestawów. tęsknie głównie za spodniami, których duuużo przeleżało cały sezon…

w desperacji sięgnęłam po najukochańsze szczupłe jeansy i założyłam do nich mój komin!  i działa! niemożliwe stało się możliwe!

tylko o dyskrecję proszę, żeby nikt się nie dowiedział, co pod kominem
J




szaro domowo

zauroczona piżamowym klimatem ostatnich zakupów i brakiem konieczności wyściubiania nosa przez ostatnich kilka dni zakopałam się w pieleszach. szycie, wicie, prasowanie itp.  
a brzuch rośnie… nie da się ukryć, że zasuwa do przodu i na boki
J  
na liczniku M. zostało 20 skrupulatnie odliczonych dni, więc rośnie w najlepsze…
trudno go zmieścić w zgrabne opakowanie
J
a za te 20 dni już będzie tylko lepiej – w sensie, że luźniej się powinno zrobić, choć spektakularnych powrotów do talii osy nie spodziewam się za szybko…

pękło

przychodzi taki dzień pod koniec zimy, że w człowieku coś pęka.
nie, nie chodzi mi o ciążę tym razem, spokojnie, choć faktycznie jakoś niezręcznie zabrzmiało
J
najczęściej to taka chwila, gdy wychodzi trochę słońca, gdy w powietrzu pojawia się nieuchwytny zapach zmiany i w ogóle jest tak jakoś przełomowo. ja w takim momencie wiem, że choćby temperatura spadła znowu o 20 kresek to ja już nie założę najcieplejszej garderoby… że już po zimowej kurcie i po czapce uszance i że czas znowu odkopać lżejsze tkaniny i kolory… kolory… kolory… szafa na wiosnę nagle dostarcza tyle radosnych odkryć: o jakie to ładne kolorowe, o jakie jasne, oooo jaki materiał milusi… i w kąt buro brązowe zimowe szaty, które tak ukochane w chłody chroniły i grzały zziębniętego człowieka. taka to niewdzięczność przedwiosenna…
no i skracając: właśnie dziś u mnie pękło J  



daleko od prawdy


finał toczenia kuli z synkiem nie jest szczytowy jeśli chodzi o formę.  permanentna zadyszka, gorąco, mimowolne sapanie i stękania. trudno się schylić, trudno coś podnieść, ogólnie trudno… J choć bywa to zabawne – dosyć niepraktyczne w codziennym funkcjonowaniu J
wyjścia samodzielne i konfrontacje z naszym uprzejmym i życzliwym narodem ograniczam do minimum i na ogół towarzyszy mi M.
na poczcie odebrać przekaz z ZUSu – nikt nie puści bo przecież są numerki a wszyscy wściekli i z amokiem w oczach…
w Tesco – na tysiąc rzędów są dwie kasy pierwszeństwa dla brzuchatych ale tłum stoi taki jak wszędzie, a jak się zbliżam to już dwa razy mi się zdarzyło, że nastąpiło zgrabne odwrócenie plecami i podepchnięcię wózka „no przecież nie zauważyłem”. raz nawet zapytałam rozbawione kilkuosobowe  towarzystwo z wyprawką imprezową (ja miałam jakieś skromne małe spożywcze), czy mogliby mnie puścić to usłyszałam, że może oni też są w ciąży i to od dziewczyny…
no i tak sobie myślę, że mój synek kiedyś na ich emerytury będzie zapylał… ech…

jasiek

chyba każdy wie, że poduszka to jasiek. a jak ktoś nie wie, to właśnie przeczyta i się dowie. :)
jeśli jeszcze będzie to jasiek jaśka, to też się zgodzi, bo będzie podpisany podwójnie, że jasiek no i że jasiek. a jak nie będzie jasiek, to i tak przecież jaśkiem zostanie :)
proste?


tak, ja również jestem w fazie „to już zaraz” i szykuję… uszyłam ochraniacz na szczebelki / łóżeczko i dwie poduszki  J ciągle mi mało i ciągle mnie nosi J


dzięki za bastylię - o koszulach po raz III i ostatni

wielkie dzięki drogie damy za odzew niesamowity J
przez moment się poczułam jak marianna na barykadzie – gdyby jej tylko dopisać na sztandarku „za wolność kobiecego wyboru” to byłoby w sam raz J
jednak okazuje się, że ciężarne też mają potrzebę estetyki głęboko rozwiniętą! może jakiś manifest, marsz, happening w tym temacie? ruszamy na koszulową bastylię? J
żarty oczywiście J
nie zmienia to faktu, że bardzo dziękuję za wszystkie komentarze i prawdziwe poruszenie J


Wolność wiodąca lud na barykady (fragment) / Eugène Delacroix

net to zło - o koszulach po raz II - o dziwo sukces

życie poza wirtualem potrafi czasem miło zaskoczyć. :)

postanowiłam, że bez koszuli nocnej, szlafroka i kapci do szpitala nie wracam do domu. cel: centrum handlowe, misja: dwie ciemne koszule z opcją do karmienia, szlafrok odporny na zabrudzenia, miękkie balerinki jako kapcie.
początek był trudny bo założyłam, że znajdę te produkty w określonych sklepach, w których swego czasu je widywałam… ale nie jest lekko jak się coś założy… oferta wyczerpana, od roku nie mieliśmy, oooo takie były ale jesienią… więc mina mi rzedła a syn niecierpliwie przebierał nogami kopiąc coraz dokuczliwiej. z zakupowej charcicy, przeobraziłam się w słonicę poszukującą ruchomych schodów i poruszającą się w liniach prostych między baaardzo wybiórczo potraktowanymi punktami na mapie.
no ale wreszcie się udało: trafiłam na ostatnią sztukę koszuli w „sklepie z artykułami dla dzieci i mam”, potem na przecenę w dziale xxxxxl w jednej z sieciówek, gdzie kupiłam koszulkę i dwie piżamy „jak blizna dojdzie do siebie” – jedna na ramiączka a druga rozpinana.

no i rzutem na taśmę już zrezygnowana, że wszędzie szlafroki są śnieżne i pastelowe, w sklepie z gospodarstwem domowym w komplecie kolorystycznym szlafrok, balerinki i set skarpetek :) - niby do jogi, ale w sumie asany i figury nocne przede mną… :)
no i tak obłowiona doszłam do wniosku, że niesłusznie popadłam w czarną rozpacz wyłącznie na podstawie oferty w sieci. nie cofam wprawdzie ani słowa odnośnie tejże oferty ale w generalizowaniu posunęłam się za daleko i kajam się. nawet taka maruda, jak ja znajdzie coś dla siebie, choć niewątpliwie jest to trudniejsze, gdy ma się choć cień wyobrażenia, w czym chciałoby się trafić na porodówkę J


powyżej koszulka mothercare - ostatnia sztuka w sklepie - przemiła bawełna czarna z koroneczką - do kolanka, długi rękaw, odpinane ramiączka pod spodem, a całość bufetu zasłonięta wszytym "niby-bolerkiem" wiązanym z przodu - 35zł!



powyżej piżamy z kappahl - przemiła satyna, od spodu bawełniaczek - jedna klasyczna rozpinana jak męska, druga klasik spodzień i bawełniana koszulka na ramiączka łatwa do zsuwania przy karmieniu - kolory idealne do mieszania obydwu zestawów czerń z pudrowym różem - wyprzedażowo po 25zł  :)

poniżej szlafrok i balerinki Tchibo do jogi (!) i koszulka "porodowa" czarna z kappahl - w sumie na żywo dyskretniejszy jest ten wzorek - nie to co żyrafa z bocianem :) - kolor i fason bezpieczne do fajdania :) a po traumie szpitala też będzie OK  :)


przedszkolak nocą - o koszulach po raz I - smacznego

znowu czuję się skarcona przez ofertę produktów z gamy ciąża i okolice. tym razem koszule nocne z opcją dokarmiania nocnego. z założenia nie lubię tradycyjnych koszul nocnych w ogóle. wolę małe koszulki i szorty albo krótkie topy i spodnie, albo haleczki.  ale teraz idę na kompromis i szukam czegoś do szpitala i na pierwsze tygodnie po powrocie. znowu napotykam na zdziwione spojrzenia i ogólne potępienie „przecież teraz dla mam jest tyle pięknych rzeczy, już nie przesadzaj…” i wyć mi się chce...
na allegro grubo ponad 700 artykułów w zawężonym wyszukiwaniu koszule do karmienia czy jakoś tak… a wzorów w sumie dostępnych kilka: urocze bawełniane w pastelowych kolorach z druzgoczącymi mnie wizerunkami zwierzątek… no czemu? jest kilka ładnych i rozumiem, że ktoś może to lubić: w różyczki, z falbanką, z kwiatkiem. tyle, że akurat nie jest to moja bajka...
czy ja jestem jedyna taka wykrzywiona, że chciałabym możliwie prostą przed kolano na ramiączka, w ciemnym praktycznym kolorze lub wzorze? czy to kryteria wyrafinowane i ekscentryczne? może być falbanka, mogą być paski, dopuszczalny obrazek/ rysunek, może być rozpinana, może być na troczki ale niech ma to jakiś kształt i nie zmusza mnie do wyboru między misiem a żyrafą na tle błękitnym lub różowym!

chyba, że z założenia szpital, poród i czas połogu to stylistycznie musi być ukorzenie: zapominam o sobie i swoich potrzebach, od teraz liczy się wyłącznie ssak!  a już to jak wyglądam i jak się z tym czuję, to taka forma klęczenia na grochu za czelność kaprysu, że chcę się tych chwilach czuć równie wyjątkowo jak przez całą ciążę?
jeszcze nie kończę tego tematu… na razie szukam i wierzę, że znajdę. i nie będę się czuła na porodówce jak przerośnięty przedszkolak z dziurami na piersi…

P.S. powyższy lament dotyczy researchu w sieci i oferty w pewnych granicach cenowych… powyżej pewnych kwot faktycznie zaczyna się większy wybór, choć i tak daleko do onieśmielenia nadmiarem J

poniżej foto:  wzór bociek z oferty sklepu Margot / allegro.pl
dostępne kolory: morski, słoneczny żółty, niebieski, słodki róż
cena 17,99 zł
cytat z oferty: „Mamusiom życzymy udanych  zakupów,  a maleństwom....smacznego :) !!!”





one and only

dziwne to trochę, że podejmując decyzję o imieniu w jakimś sensie programuje się niektóre sytuacje życiowe potomka. każdemu chyba choć raz zdarzyło się uśmiechnąć przy dziwnej kompilacji bardzo przaśnego nazwiska z niezwykle wyrafinowanym imieniem... i potem takie dziecko całe życie napiętnowane...

nasze rozważania z M. okazały się niezwykle dojrzałe i rozsądne i w efekcie odrzucaliśmy wszystkie imiona, jakie kolejno przychodziły nam do głowy... kwestia różnic między nami zaskoczyła nas samych chyba najbardziej - nigdy dotychczas nie zastanawialiśmy sie tak długo i intensywnie nad żadnym innym tematem...

no i w sumie mamy szort listę - jest trzech kandydatów. ale stwierdziliśmy, że z ostateczną deklaracją poczekamy, aż gość się pojawi i sam stanie się osobowością i bytem już nie bezimiennym :) no po prostu musi na kogoś wyglądać :)


tymczasem poniżej czysto ciekawostkowo: statystyka rządzi. choć wydawało mi się z obserwacji, że w pierwszej dziesiątce na 100% będzie Franek...

najpopularniejsze imiona męskie nadane od 1 stycznia do 30 grudnia 2010 roku (na podstawie danych z Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji):
1. Jakub 12 981
2. Szymon 10 005
3. Kacper 8 382
4. Filip 8 106
5. Michał 7 351
6. Mateusz 7 007
7. Bartosz 6 480
8. Wojciech 5 358
9. Adam 5 169
10. Wiktor 5 086
11. Piotr 5 020
12. Jan 4 813
13. Dawid 4 780
14. Mikołaj 4 517
15. Igor 4 169
16. Maciej 4 051
17. Aleksander 3 972
18. Antoni 3 894
19. Patryk 3 499
20. Dominik 3 462




z okazji dnia



star trek belly girl

jak się już dotarło prawie do finału hodowli potomka to obwód brzucha wymusza nabranie dystansu do samej siebie. trudne to, owszem, odmienne wobec dotychczasowej postawy życiowej (mówię o sobie), która to postawa kwękała nad każdym dodatkowym kilogramem i fałdką… ale jak się zyskało kilkanaście kilo w ciągu pół roku i jak się nie widzi własnych stóp, to nie można tego traktować poważnie. J
może to taka podświadoma reakcja obronna zaciążonego umysłu? coś mi się tak zdaje, bo aż trudno uwierzyć, że tak myślę i piszę – a faktycznie aktualnie tak jest…

spodziewam się, że najgorzej będzie już po „separacji” jak się okaże, że figura wcale sama z dnia na dzień nie wraca… teraz jest spoko, stan uzasadniony… ale potem? są przecież te okropne kobiety (przepraszam, to zawiść czysta), które wracają do figury sprzed ciąży w ciągu kilku dni i są piękne uśmiechnięte, jędrne i sprężyste… taaa…
no cóż, nie uprzedzając faktów, cieszę się karnawałem i szykuję do roli Star Trek Girl na zabawie przebierańców J nie wiem, jak długo wytrzymam w tym kostiumie bo ciepło nadmiernie, ale za to wejście będę miała jedyne w swoim rodzaju J
have fun!

takie zwykłe jakieś

zauważyłam zdumiona, że moje pisanie coraz mniej skupia się na ciuchach – na początku wystarczało mi 1-2 zdania, fotka i tyle. teraz same powstają długie wywody na tematy różne, ale koncentrycznie orbitują wszystkie wokół brzucha. chyba taka kolej rzeczy. brzuch na mózg naciska i tak się dzieje...

wczoraj przesunął się nam termin. jakoś dziwnie tak konkretnie usłyszeć i wpisać do kalendarza:  16 lutego, godz.14.00… aaaaaaaaaaaaaa!  
a świat wokół kręci się normalnie, ludzie idą gdzieś dalej… podobnie się czułam po maturze, po magistrze… u mnie rewolucja, odkrycia epokowe, odwrócenie biegu rzek i zmiana biegunów a tu wokół nawet nie drgnęło…  ludzie, będę miała dziecko za niecały miesiąc!
no ale cóż… jak patrzę w lustro, to też jakoś bez zmian szczególnych się odbyło…



nocne grupy

nie śpiąc o 3 nad ranem bez konkretnej przyczyny, popijając kefir i patrząc przez okno na spokojne o tej porze ulice, zdałam sobie sprawę, że ludzie którzy o tej porze nie śpią, dzielą sie na kilka grup. podział mój autorski, więc o konsultacje naukowe i statystykę proszę nie pytać. podział jest wynikiem intuicyjnych przemyśleń i zbyt intensywnej pracy mózgu o tej porze doby.
1. pierwsza grupa ludzi poczciwych tzw. „ci co nie śpią, żeby spać mógł ktoś”, czyli pan strażak, pan piekarz, pani pielęgniarka, pan dróżnik i jeszcze kilku szlachetnych pracowników zmian nocnych…
2. druga grupa to natchnieni – poeci, twórcy, artyści w szale kreacji oddani muzom bez świadomości czasu i pory…
3. trzecia grupa to najszersze grono - około rodzicielskie  - termin uproszczony, generalizujący i nie wyczerpujący zagadnienia, ale pojemny, bo mieszczący następujące podgrupy:

·         zatroskani rodzice nastolatków balujących,
·         rodzice  dzieci marudnych, chorych, ząbkujących,
·         rodzice karmiciele newbornow,
·         rodzice w fazie "chyba mam skurcze",
·         takie, jak ja, kule nocne bezsenne,
·         faceci, którzy usłyszeli "będziemy mieć dziecko" i nie mogą ochłonąć,
·         i absolutnie ostatnia grupa , której jedynej zazdroszczę, a od której w sumie wszytko się w tym temacie zaczyna: to ci, co właśnie uprawiają beztroski sex! ech....
to jedyna podgrupa, której uświadomienie sobie istnienia wywołało na mej twarzy lekki uśmieszek a potem konstatację, że to szczęście, że do tej grupy jeszcze kiedyś  można wrócić i choć na chwilę zapomnieć o wszystkich pozostałych!

karmnik?!

alergicznie nie znoszę kupowania staników. jeśli na początku skali uwielbienia dla zakupów są buty, torebki i spodnie, tak na przeciwległym zamglonym i odległym krańcu są biustonosze. dalej się nie da i już. dalej już się nie kupuje tylko zbliża do myśli samobójczych...
i wcale nie oznacza to, że nie lubię ładnej bielizny! wręcz przeciwnie! bardzo lubię i chętnie miałabym więcej ale sama czynność dobierania napawa mnie wstrętem. gimnastyka, rozbieranie, przymiarki, ubieranie, znowu przymiarki, nie można wyjść z przymierzalni bo się ma tors nagi a panie z „helpdesku” często doradzają tak, że mnie trafia na miejscu… fakt, że to się zmienia i coraz więcej profesjonalnych brafiterek doradza i podszkala fachowo i z uśmiechem ale wciąż tej konfrontacji nie znoszę…
biust zaczął tę ciążę beze mnie. ja jeszcze nie przeczuwałam co się dzieje a on rósł. zbliżało się lato i kupiłam sobie kilka staników. jakoś tak trochę na wyrost – może intuicja, może przypadek ale wyjątkowo postawiłam na modele pełne i zacnie rozbudowane. a potem się okazało, że dobrze, bo jakoś się w ciążę wpasowały i trwały… zgroza, wiem…
już dawno powinnam była interweniować, ale od wiedzy i wniosków do czynów zwykle długa droga. zdemolowałam więc większość staników, które nie wytrzymały próby i poległy: a to fiszbina się „wygła”, a to rozciągł się, kształt miseczek zagubił… muszę przyznać, że przy okazji nie pomagam swoim stanikom w codziennym trudzie zachowywania fasonu bo wrzucam je po prostu do pralki… i znowu wiem, że to grzech, ale cóż… jakieś wady trzeba mieć…
i teraz z zagryzionymi zębami zaczęłam poszukiwania stanika „karmnika” – już nazwa jest wstrętna a co dopiero zakupy. dzień dobry, karmnik poproszę – będę w nim paszę dla nierogacizny serwować… a rozmiaru nie znam bo jestem w ciąży i wszystko mam inaczej. uhm taka jestem dziwna, że nie wiem…
ruszam na kolejne poszukiwania a tymczasem polecam uroczą reklamę bielizny dla okrągłych J
TUTAJ LINK


a przy okazji: karmniki też mogą być niebanalne



trykot wdziej!

twierdzenie, że sport jest zdrowy i zbawiennie wpływa na samopoczucie i formę kobiet ciężarnych prawdopodobnie jest prawdziwe. trudno mi kategorycznie się odnieść bo nie praktykowałam. wykazałam się całkowitym lenistwem i lekceważeniem dla poradnictwa w tej kwestii.
dziś pokusiłam się o poruszenie tematu stroju sportowego uniwersalnego i przy niewielkich modyfikacjach adaptowalnego do wielu dyscyplin sportu kobiety ciężarnej zaawansowanej. polecany zestaw dyscyplin poniżej z ilustracjami. zaleca się jednak niepodejmowanie zbyt dużego wysiłku w trzecim trymestrze ciąży… jeśli treningi nie miały miejsca wcześniej, rozpoczynanie ich powyżej 30 tygodnia nie dostarczy satysfakcji ani sukcesów w kwestii osiągów.
1.       balet klasyczny bosy



















2.       wędkarstwo suche




















3.       taniec 7 welonów

















4.       nurkowanie statyczne



















5.       kajakarstwo








6.       panczeny (jakość zdjęcia słaba ze względu na trudności z uchwyceniem sylwetki przy dużej prędkości)

glamour kula by nurkaa

nurkaa podjęła się ambitnego zadania poprowadzenia bloga dedykowanego dziewczynom w ciąży http://mamaglamour.blox.pl/html.
ambitne to zadanie bo grupa docelowa rotuje wszak co pół roku i znika w pieluchowych czeluściach, ale być może link do nurkii będzie wędrował od jednej do drugiej kulistej i przetrze wyboisty szlak brzuchowych zmagań z modą dla wielu zagubionych owieczek. :)
rusza właśnie pierwsza akcja poświęconą brzuchowej modzie i stylizacjom: MAMA GLAMOUR 2011.
powodzenia nurkaa J

kryzys trenera

kilka ciążowych evergreenów powoduje, że mimo wczesnego stadium końcówki, mam dosyć. młody od początku lubi moją prawą nerkę, wiec teraz tym bardziej ma moc sprawczą w postaci swych gabarytów, by wodę w niej zatrzymywać i matkę obolałą w nocy budzić i o płacz przyprawiać. do tego bóle pleców też zwłaszcza prawa strona z cudowna tendencją do promieniowania w udo przeszywającym pogrzebaczem przyciśniętego nerwu kulszowego. sam relaks. zaczęły sie też spinki i twardnienia balona - niby nic wielkiego a jednak przyjemne nie jest. no i młody do tego jak sie nieraz rozciągnie szczupakiem i sięgnie gdzieś w okolice miedzy nerkę a kręgosłup to też mi radość przeokrutną sprawi.
do listy hitów mogę dołączyć przywleczonego niewiadomo skąd gluto-kicho- echu-echu, który leczony metodami mama friendly ma się doskonale i trzyma tydzień mimo konsultacji z lekarzami. to chyba przelało kielonek ze smutkami bo nasiliło wszystkie dolegliwości uzupełniając paletę o odcienie chorobowe…
samopoczucie poprawia mi dodatkowo rosnąca sprawność fizyczna, niemal wydolność nrdowskiej pływaczki, nieustanne sapanie i mimowolne stękanie, zręczność agenta 007 i stan umysłu jogina. aaa no i wysypiam się oczywiście doskonale i budzę wypoczęta co rano…
cudowny to stan to oczekiwanie... :/
ulewam sobie tej żółci trochę bo mi źle po prostu i po ludzku cierpliwość trochę sie nadwyrężyła. mały człowiek zdrowy byk i to mnie cieszy ogromnie tylko, że jakoś tak tło do tej radości jakieś takie przestudzone egoizmem znękanym.
no nic to… z jednej chciałabym, żeby juz zaraz finalizować transfer młodego do naszej drużyny, ale jak pomyśle o treningach, jakie nastąpią w związku z tym natychmiast, to jednak poczekajmy... J