było a nie jest

miało być regularnie, kolorowo i dużo a jest lipa.
bo weekend i brzydka pogoda, bo rano nie ma czasu, a wieczorem jak fotograf wraca to już jestem w dresie :)
ale sobie wytłumaczyłam, że jak dziś zrobię remanent w szafie i na górne piętra polecą wszystkie ukochane dopasowane, to zacznie się dopiero na serio to, co się zacząć już miało.
a do tego pogoda będzie coraz bardziej wymagająca :)

ja też?

znowu nie mam co na siebie włożyć... codzienna dawka wątpliwości i groźba chandry w powietrzu wisi. przecież nie mam, no nie mam… tyle tego a nuda, banał, stare…
o nie!
właśnie, że w ciąży będzie inaczej. i tak już wszystko staje na głowie!
teraz na legalu będzie brzuch i dziwny kształt ale zabawa będzie taka, jak jeszcze nigdy.
obiecuję sobie, Grudce bo dziecko jest jak radar, no i Jemu bo mu się należy po skokach nastroju pierwszego trymestru. 

misie

to wprawdzie uzupełnienie z dawnych czasów, ale uznałam, że miejsce się temu należy tu i teraz.
zanim się okazało, że w brzuchu grudka kiełkuje, moja silna potrzeba planowania i dbałości o estetyczną wrażliwość potomka zaowocowała zakupami wnętrzarskimi. portal aukcyjny okazał się kopalnią okazji i stąd nie jeden a już trzy misie czekają na podłączenie w pokoju dziedzica. :)


siedzący wódz misiów ma prawie 80cm wysokości, więc będzie przez jakiś czas większy od właściciela pokoju :)
żółty leniuch na boczku, jest krewnym siedzącego wodza i wylądował w pokoju naszego bliskiego kumpla, jako prezent na jego pierwsze urodziny :)




samopoczucie

będę mamą… tak… to cudownie nierzeczywisty fakt...
czemu zatem poranne mycie zębów stało się tak skomplikowane?

piegi

lubię swoje piegi.
lubię słońce bo mam wtedy naładowane baterie a piegi same rosną. :)

czy potomek będzie piegowatym wielbicielem opalania czy błękitnym turystą cienia? hmmm…


przeludnienie

mówi się o przeludnieniu... w kontekście osobistej ciąży temat staje się odległy i abstrakcyjny. nabiera jednak konkretnych kształtów, gdy w wakacyjny weekend odwiedzi się jedno z przypadkowo wybranych miejsc „wypoczynku i rekreacji” rodaków. to jest niewiarygodne, że ludzie odnajdują w tym radość. grille porozstawiane na trawniku oddzielającym chodnik od brunatnego akwenu: koce, ręczniki, torby, ubrania… rodzinne stadła stłoczone z własnej woli w warunkach wyjątkowo odrażających. konsumpcja, kąpiel, drzemka, romantyczne intymności, biegnie pies, płacze dziecko, państwo obok się kłócą, pani na leżaku w bieliźnianym staniku jara fajka za fajkiem metr od wózka z ryczącymi bliźniakami, wyrostki obowiązkowo sączą browary, grille kopcą, samochody parkują jak tylko się da najbliżej… o nieeee…
ale może o to chodzi w życiu, żeby czerpać pozytywną aurę  z małych rzeczy…








z wakacji

podczas wakacyjnych wojaży doświadczaliśmy z M. uroków ciążowego apetytu. moja zwyczajna skłonność do eksperymentów spożywczych zaowocowała namówieniem Go na kiszkę ziemniaczaną. mi smakowała. Jego początkowo bawiła i frapowała, stopniowo jednak przestali się przyjaźnić z każdym kęsem bardziej... :)