na szczęście

małe ubranka prasuje się fajnie: jedno przesunięcie żelazka i zasadniczo kaftanik gotowy. :)
dziś przebrnęłam przez segregację synowskiej garderoby. wszystko wyprane i wyprasowane, wreszcie udało mi się posegregować rozmiarami, i to też mocno intuicyjnie bo I. wycinała wszystkie metki i teraz układałam te bawełniane puzzelki trochę na oko.
i mimo, że jest tego pokaźny stosik (całe pudło jest jeszcze "na potem"), na szczęście trochę rzeczy muszę dokupić. :)  na szczęście, bo strasznie byłoby mi żal, gdybym w ogóle nie miała wpływu ani wkładu własnego w pierwsze zabiegi wizerunkowe potomka. :)
chociaż skarpetki... i czapkę... i kilka pajacyków! :)



1 komentarz:

Doganiam Motyle pisze...

uwielbiałam prasować te małe ubranka, robiłam to aż do przesady, nie mówiąc o kupowaniu bez pamięci, teraz mam chyba ze 3 pudła na potem