08.06.2013 Mielno – archiwum

Na początek trochę snobizmu. Niedawno byłam w Mediolanie. Stolica mody i designu. Świat pięknych bogatych i cudownie szykownych ludzi. Po paru dniach zachwytu elegancją ulic i zwykłych ludzi poczułam jednak nudę a powtarzalność zestawów przestała ekscytować. Wszyscy w idealnie skrojonych ciuchach, pięknych skórzanych butach, płaszczach, płaszczykach, koszulach, muszkach. Ale jeśli największą ekstrawagancją ma być kolor skarpetek i szalone oprawki okularów, to choć jest to i tak o niebo odważniejsze od smętnych prób z naszych ulic, to jednak daleko do nowojorskiego eklektyzmu, wolności mieszania stylów, fantazji i luzu. Taki gorset wyprasowanej jakości i estetyki nieśmiertelnych fasonów. Godne naśladowania z perspektywy naszej ulicy ale spodziewałam się więcej...
Jedna rzecz postanowiłam jednak przenieść na nasz grunt i w mojej szafie wylądowała kamizelka puchowa gęsto pikowa i cieniutka, jak kołderka niemowlaka. Lekkie toto i niepozorne a jednak grzeje i styl w zależności od dodatków przyjmuje skrajnie odmienny. Z białą koszula, apaszka i elegancka torebka na niezobowiązujące spotkanie z klientem, a do dżinsów na wietrzną plażę i plac zabaw. Czyli ciuch idealny kameleon. No i mam swój snobizm połechtany, z Mediolanu do Mielna nie tak daleko :)


PS. z perspektywy czasu: wszystkie kolekcje jesienne są pełne pikowanych kurteczek i kamizeleczek! do zrzygania... nienawidzę chodzić w tym, co wszyscy! :( 




Brak komentarzy: