call me Coco

lumpiarskie zakupy to polowanie w miejskiej dżungli. pazury, kły, ryk i rywalizacja. taki primal się budzi w kobietach w SH, że aż trudno w to uwierzyć. dziś byłam świadkiem jak dwie wężyce syczały jadowicie na temat nieobecnej koleżanki z pracy przy przebieralni chowając przed nią jakąś fajną sztukę w jej rozmiarze. tuż obok dwie panie w wieku 60+ podbierały sobie sweterki: jedna odłożyła nieopatrznie sztukę idąc do przymierzalni, ale nie było jej już gdy pani wróciła bo dziwnym trafem właśnie płacono za bluzeczę przy kasie...
tymczasem sama doświadczyłam łokcia i torebki wbitej w bok przy koszulach i wilczego spojrzenia, gdy wyszłam z przebieralni żeby zobaczyć się w większym lustrze w płaszczu, którego nikt nie chciał... no i jak w nim wyszłam, to nagle się okazało, że stopień nienawiści wobec mnie gwałtownie skoczył wokół. :)
no ale cóż... ja nie jestem hieną w dżungli, ja jestem damą...
jak Coco...



Coco Chanel naturellement :)

2 komentarze:

Biurowa pisze...

To TEN płaszczyk? Boski!

Izabelu pisze...

o kurczę, nie ma się co dziwić tym zawistnym spojrzeniom ;) przegapiły taką sztukę!
Płaszczyk rewelacja!!