wydarzenie muzyczne

ależ z Ciebie „…”  – usłyszałam mało subtelny, acz szczery komplement…
pikanterii dodał fakt, iż usłyszałam go w filharmonii na wyjątkowo ambitnej i wyrafinowanej imprezie o jeszcze bardziej wysublimowanym szczytnym celu…  wśród wylansowanej i podekscytowanej warszafki: pań w futrach i perłach, panów w garniturach szytych na miarę, w mieszających się woniach kosztownych perfum i oparach samozadowolenia wynikającego z udziału w tymże wydarzeniu (dla wielu bardziej towarzyskim niż muzycznym) komplement był cudownie niestosowny.
J  wyszeptany do ucha z niekłamanym błyskiem w oku i porozumiewawczym uśmiechem sprawił, że poczułam się znowu 150% kobieca i atrakcyjna…
tak mało a tak dużo
J
przy okazji: synek po 20 minutach jazzowych improwizacji światowej klasy muzyków robił wszystko, by schować się pod moją wątrobę lub gdziekolwiek indziej, byle było ciszej. na szczęście dla nas obojga po kolejnym kwadransie znalazł ukojenie…
synku, tatuś i tak będzie w domu puszczał taką muzykę… im wcześniej nauczysz się ją lubić i dyskutować o niej z tatusiem merytorycznie, tym szybciej będziesz miał prawo do własnych uzasadnionych wyborów J
na szczęście na koncercie reggae nie owijałeś mi się wokół kręgosłupa, więc mamusia jest kontenta J

2 komentarze:

Evelio pisze...

cale szczęście jeszcze kilka lat przed nami, nim to nasze dzieci będą w domu narzucaly styl muzyczny. od razu przypomina mi się film "Love actually" i maly tyran z perkusja w pokoju.

lubie te nasze ciazowe prawo do wygladania bosko zawsze i wszedzie. co tez brzuch potrafi uczynic z kobiety!

Anonimowy pisze...

Uwielbiam cię czytać! Pozdrawiam z Lublina.