osaczona w worku

na brak współpracy z własną szafą już jęczałam. to z resztą u mnie notoryczna przypadłość. w końcu nie bez przyczyny blog nazywa się, jak się nazywa...
po ciąży zmiany zmiany zmiany i wiosna niebawem i nie byłabym sobą i jednak pomysł zakupów wykiełkował dość potężnie, nękając mnie z każdym dniem bardziej...

historia trzech podejść przedstawia się następująco.

akt 1

w weekend całą potrójną rodziną załatwialiśmy "sprawy na mieście". przejazdem koło hipermarketu będąc, poprosiłam spontanicznie o przystanek, że ja sobie szybciutko kilka wiosennych sztuczek w dużych rozmiarach z rozpięciami na biuście może w taniej sieciówce nabędę. stało się. weszłam do sklepu w pędzie a mężczyźni jeździli wokół samochodem, żeby się młodszy nie zorientował, że już pora karmienia nadciąga... wyposzczona zakupowo, jak weszłam do sklepu to oszalałam, bo tyle tego i wszystko wiosennie lekkie i są też XXL i rozpinane egzemplarze też i w ogóle raj. tylko, że jak ja mam 10 minut to niewyróbka... powróciłam do samochodu z mocnym i optymistycznym postanowieniem, że po karmieniu zostawiam chłopaków i jadę na duże zakupy spożywcze a potem przy okazji zrobię sobie dobrze i ciuchy też nabędę spokojnie i bez pośpiechu.

akt 2
tak też się stało. a właściwie stać się miało. faktycznie po karmieniu z listą zakupów pojechałam na samodzielną wyprawę przewidującą na deser czynność uskrzydlającą dla matki zerwanej ze smyczy. :)
nie przewidziałam, że podwarszawski hipermarket w sobotę popołudniu jest celem rodzinnych wycieczek i areną wyładowań frustracji przeróżnych dziwaków. zanim się przebiłam przez falującą tłuszczę i odnalazłam produkty z listy w topografii obcego sklepu, minęły dwie godziny. nawet nie zauważyłam... w końcu zawlokłam siaty do samochodu i wróciłam po deser. no i właśnie z kilkoma wieszakami łupów wcześniej upatrzonych zmierzałam do przymierzalni a tu M. dzwoni, że S. ponownie zdradza objawy pustego brzucha. o losie! doliczając czas na mierzenie i conajmniej kwadrans na dojazd... no nie, nie da się, młody się zaryczy... i jeszcze kolejka do kasy ze dwadzieścia osób... z autentycznymi łzami w oczach odwiesiłam ciuchy i pobiegłam do samochodu. poczułam się po raz pierwszy od narodzin klopsa całkowicie ubezwłasnowolniona i sprowadzona do roli dojarki. no i jasne, że wyładowałam się na M., bo przecież nie na synu...

akt 3
we wtorek wyszło słońce. pogoda rajska. zdeterminowana postanowiłam, że ja muszę zrobić sobie tę przyjemność i muszę zastąpić pociążowe spodnie ze szwem, który się rozszedł na siedzeniu, czymkolwiek innym. no i w ogóle muszę i koniec!
na szczęście blisko wyżej wymienianego kompleksu zakupowego mieszka babcia klopsa. po raz pierwszy wsiedliśmy z synem sami w samochód i tylko we dwoje pojechaliśmy na wyprawę. nakarmiony, przewinięty, zaopatrzony w torbę majątku pieluchowo-chusteczkowo-kremikowego, przekazany babci został jako śpiąca kukiełka. a ja rura i do sklepu. iiiha!
i udało się! zakupy chyba nigdy w życiu nie sprawiły mi takiej radości!
młody tymczasem uszczęśliwiał babcię możliwością wożenia go po okolicznych dróżkach i deptakach :)

happy end

poniżej pierwsza odsłona - spodnie, które mnie ujęły głównie rozmiarem i tym, że nie opinają mi się na niczym :). a jak już boczki mi się zgubią to i tak fason wora uwielbiam :)

 







13 komentarzy:

Lola`s clothes pisze...

świetny zestaw!

Marta pisze...

Oj znam to :D
Ale dzieci rosną i na zakupy można swobodniej ;)
Do tego typu spodni przekonać się nie umiem, ale inne ciuchy i owszem lubię gdy mi zwisają i są workowate i pomarszczone :)))

Cloud P. pisze...

naprawde fajny zestaw :)

Anonimowy pisze...

Oj przyjdzie taki czas, że Twoi mężczyźni wrzuceni zostaną do sklepu AGD RTV, gdzie stracą poczucie czasu, a wtedy dasz upust ciuchowemu szaleństwu. Serdecznie pozdrawiam. Anna z Lublina

Hafija pisze...

"no i jasne, że wyładowałam się na M., bo przecież nie na synu..." Nasze partnery powinny założyć jakąś grupę wsparcia - robię tak samo.
Ja w piątek lecę do lekarza i po ubezpieczenie :D i Małżon zostanie sam w domu z Młodym - zostawię im butlę mojego i pudło modyfikowanego na wszelki wypadek :)

Anna S. pisze...

Zestaw z charakterem jak i cała Mama :) Świetny wpis... ;)

PozdrawiaMY

Agata Ma Piec pisze...

ooo tez bym takie portki chciała :)
co do dzieci to najlepiej na zakupy z małymi, większe płaczą na widok odzieżowego lub już w środku ściągają rzeczy z wieszaków :)

mi sie juz snią zakupy tak o nich marzę ;))))

A.

Gosia pisze...

mega mega mega spodnie <3
zapraszam do mnie i obserwuję :)
http://miaugosia.blogspot.com/

Mamuśka Martuśka pisze...

Zgadzam się z Hafiją:-)Grupa wsparcia dla tatów dzieci naszych bardzo by się przydała:-)Mogliby zacząć blogi pisać...I pocieszać się w komentarzach:-)Bosssssko by się to czytało...:-D

Gratuluję pozytywnie przeprowadzonej akcji:-)
Marzę o podobnej...I ucząc się na Twoich doświadczeniach, zostawię miłemu memu butlę odciągniętego mleka:-)

Dzięki za wsparcie Aga.

Izzz wstrząśnięta-niezmieszana pisze...

Gdzie dorwałas takie fajne spodnie? Super się prezentujesz :)p.s. własnie wchłonęłam wpis o niewyspaniu - jeżeli brak snu owocuje takimi lekkimi i wciągającymi wpisami, to chyba sama zacznę zarywac noce :)pozdrawiam!

bezbrody pisze...

świetne spodnie!

agakry pisze...

spodnie z H&M! a nie wyglądają, prawda? :)

Anonimowy pisze...

Fatalnie skracają nogi .