perły z żarwolę

doris ale suuuper! musisz musisz musisz to mieć! ale cza-ad! maskrystyczna zajebioza! doris, no musisz! - odwróciłam się dyskretnie zaciekawiona, kim jest doris. trzy nastolatki, tandetne klony stylu mtv, kolorowy mejkap i zgofrowane włosy z odrostami. doris mierzy różową satynową kurteczkę, kończącą się ściągaczem ledwo poniżej biustu, a dwie pozostałe piszczą w ekstazie. doris pręży się i robi dzióbek do lustra. no i bierze kurteczkę choć do jej słowiańskiej delikatnej urody, zakłóconej makijażem ale wciąż młodzieńczej i jasnej, nie pasuje ordynarny ostry pink z brokatowymi napisami.


wracam do wieszaków i snuję refleksje. jak bardzo różni się estetyka preferowana przez klientelę "ciuchów" w zmanierowanej warszafce i żyjącym własnym stylem garwolinie. słyszałam legendy o garwolińskich dyskontach (bo tu nie ma lumpexów, ciuchlandów ani secondhandów) i z niekłamanym podziwem patrzyłam na zdobycze mamy K: tommy, lauren, nautica, geox czy gap za kilka zeta w stanie "nówka sztuka nieśmigana". w wawie takie skarby znikają w ciągu pierwszych minut po dostawie...

jesteśmy na wakacjach na działce u mamy K. kolejnego dnia laby wynurzamy się z lasu i udajemy się do pobliskiego przyczółka cywilizacji. ciuchowa mekka. do domu wracają z nami marki: harley davidson, topshop, gap, donna karan, next, kilka fikuśnych nołnejmów oraz nosidełko i naręcze ciuchów dla małego. w czwartki wszystko po złociszu!

widziałam, jak zawartość mojego koszyka lustrowana przez inne klientki pozwala im z ulgą i lekką pogardą uznać mnie za konkurencję niegroźną bo ewidentnie jestem dziwna i wybieram dokładnie te rzeczy, którym one nie poświęcają uwagi. po co komu sweter, co ma niesymetryczne zapięcie na udzie albo kawał szarego koca udający kurtkę, skoro obok wisi ortalion z futerkiem i koszula marszczona fiolet z cekinem?

no i wiem teraz, że każda kolejna wycieczka na działkę mamy K obowiązkowo będzie zawierać w programie wyprawę po perły z żarwolę!

pierwsza perła poniżej: bluzka french connection - 4,5 zł :)

P.S. powyższe uogólnienia nie mają na celu urażenia niczyich uczuć bo doskonale wiem, że i w garwolinie i w wielu małych miejscowościach są stylowi ludzie, a warszafka wcale stylu nie gwarantuje. ponadto podobieństwo doris do faktycznej doris jest zamierzone i autentyczne :) 
















17 komentarzy:

Mamuśka Martuśka pisze...

A więc moja droga. Zazdrość kipi z mych uszu, po przeczytaniu Twego posta.

JA OSOBIŚCIE KO - CHAM LUMPEXY!Do tego stopnia, że miewałam sny cudowne o grzebaniu w hałdach cudowności za półdarmo.

Kiedy jeszcze pracowałam i bardziej mobilna byłam, odkryłam w jednej z wiosek oddalonej od miasta mego o jakieś 70km wiejski sh, gdzie właścicielka sprzedawała markowe ciuchy za grosze...Bo przecież nikt tam nie wiedział co owe metki oznaczają, a bezrobocie i ludzie kasy nie mają.
Odwiedzałam ją regularnie co 2 tygodnie sprawiając sobie równie regularnie torbę perełek za jakieś 40zł:-)

Bluzka cu - do! Uwielbiam takie luźne przewiewne, ramię odkrywające klimaty:-)(No i brzucho świetnie kamuflujące...Ale o tym sza!)

Vinti pisze...

extra! jak ja tęsknię za wypadami do ciuchlandów :))) moja Mała na razie nie odpuszcza mnie na krok, ale niech no zacznę jeździć do pracy..... :)

asiu pisze...

No gula mi skacze od tych Twoich łupów:D Nawet nie waż się pokazywać reszty!

Alcyna pisze...

Zdobycz cudowna. Ja też uwielbiam lumpeksy, a najbardziej te w zabitych dziurach. Spostrzeżenia masz dokładnie takie same, jak moje. W okolicznych wsiach i pseudomiasteczkach (okolicznych względem Pipidówka, do którego jeżdżę do teściów na drugi kraniec kraju) idą ciuchy robocze, ciuchy typowe ( w sensie typowe dla pań wiejskich oraz ich mężów tyrających w lesie, takie co się i na jagody nadają, i do koscioła równocześnie) oraz plasitk-fantastik. Reszta czeka na mnie ;) Niestety właściciele coraz rzadziej zaopatrują swoje sklepy w to, co im nie schodzi, czyli coraz rzadziej mogę u nich natrafić na swoje perełki :(

Anonimowy pisze...

hahhaaa:Dpani, ktora napisala o ciuchlandowych snach ma niesamowite poczucie humoru:D naprawde!rozbrajajace:)

Martiarti pisze...

Super tunika!

zapraszam do udziału w konkursie na moim blogu:)

Marta Be pisze...

buahaha :-) bluzka jest rewelacyjna :-) współczuję - mam nadzieję że ja tego uniknę.. nakupowałam kupę smoczków i w końcu znalazłam smoczek Avent, który został łaskawie już dwukrotnie trzymany przez mojego małego szefa :-) miejmy nadzieję że to nie jest tymczasowy kaprys..

agakry pisze...

hihi z tymi snami to trafione: ja po 4 dniach codziennego grzebania w ciuchach też miałam sen, że znowu grzebię :))))))))) a teraz piorę, piorę i piorę :)

Anonimowy pisze...

ja uwielbiam lumpy! mam stamtąd 90% ciuchów! a najbardziej lubię dni, kiedy jest po 3zł albo po złociszu, wtedy właśnie jest największa radość, jak się coś zajebistego upoluje. i też zawsze z siostrą bierzemy ciuchy, których raczej nikt nie chce, bo do stajlu naszego małego miasteczka nie pasują. dużą część przerabiamy i śmiejemy się jak to panie z lumpu muszą się dziwić, że ciuch za złotówę wygląda tak fajnie ; d

mtotowangu pisze...

ajaja! ta bluzka jest super! aż zazdroszczę tych lumpeksowych perełek :D pozdrawiam :)

Małgorzata Głowacka pisze...

Ja ostatnio tak miałam na Śląsku w niedużym miasteczku: wyszłam z siatą dla dzieci (Gap, Old navy, tommy), zapłaciłam 14pln!!! Jest dokladnie tak jak mówisz - miejscowi nie znają się na tych perłach :) ja też bardzo lubię bazary w Gdańsku gdzie na gigantycznych stołach uginających się od ciężaru wywalonych tam ciuchów można złowić płaszczyk Laura Biagiotti!!! Co prawda w Gdańsku jest zazdrość i konkurencja, o której pisałaś - ale w obliczu ilości "do grzebania" każdy ma szansę trafić swój łup :) pozdrawiam i dzięki za ostatni komentarz oraz za zaproszenie do podobnego posta u Ciebie w rewanżu :))))

Mia Look pisze...

aaa niesamowita bluzka i idealny odcień cielistości piekna ! :)

Pozdarwiam
www.mialook.pl

Anna S. pisze...

Oby więcej taaakich łupów :) Z tymi snami to nie żart - mam to samo. Zwłaszcza jak za długo mnie w sh nie widać :)

byziak pisze...

Bluzka piękna! Sama uwielbiam lumpeksy - zwłaszcza od czasu ciąży - i tak mi zostało. No i dla malucha można cudne markowe ciuszki znaleźć :) Niestety w dużym mieście konkurencja jest - chyba przy okazji wakacji będę musiała się wybrać do takiego jak piszesz :)

robaczek pisze...

ślicznie wyglądasz w tym wdzianku, ja właśnie szykuję się na polowanie w takim lumpku w małym miasteczku w weekend - mam nadzieję, że również będzie owocne.

Panna Lila pisze...

Zazdroszczę takich zakupów! Ja w czasie krajoznawczych wycieczek nigdy nie zapominam zajrzeć do lokalnych lumpeksów, chociaż wcale nie jest tak łatwo, często rzeczy zwyczajne jak sukienki czy sweterki znikają od razu niezależnie od wielkości miejscowości:D Ale parę razy udało mi się znaleść zdumiewające perły na ostatecznej wyprzedaży. Od roku niezmiennie dumna jestem z kapelusza za 1,60zł, w stanie idealnym z porządnej kapeluszarskiej firmy z Niemiec:P Ach..właśnie sobie uświadomiłam, że już całe wieki nie byłam na takiej wycieczce!
P.S.Twoja nowa bluzka wygląda świetnie;)

Hazel pisze...

Nie wiem jak Twój blog się przede mną uchował, ale nadrabiam. :) Piękne rzeczy znajdujesz! W lumpeksie na prowincji, z której pochodzę, niestety ;) zdarzają się ludzie z gustem podobnym do mojego, ale parę perełek też zdobyłam.