relaCCja

w dniu CC rozjechałam się psychicznie: poranna panika, płacz, czarne scenariusze… nerwy spore. na szczęście M. z uśmiechem i stoickim spokojem koił, głaskał, przytulał i uwagę odwracał.  śniadanie, kąpiel, jeszcze raz sprawdzenie, czy wszystko mam ze sobą, nerwowe „ogarnianie” mieszkania bo przecież koniecznie muszę wstawić jeszcze pranie (płacz) i zmywarkę (mokre oczy)i pościel upraną zostawić na wierzchu do zmiany (lekki napad paniki) itp. itd. no i jakoś tak szybko ten moment, że trzeba jechać… i łzy w oczach i strach i dobra mina ale miękkie nogi i gdyby nie M….

i jesteśmy na miejscu: o witamy, o jaki ładny szalik, zapraszamy do pokoiku, tu jest pani łóżeczko i koszula nocna dla pani, proszę się przebrać bo kroplówka czeka i zaraz przyjdę do pani z KTG, proszę sobie założyć skarpeteczki, żeby nie było zimno w nóżki…
ślicznie bije serduszko, niech się pani nie denerwuje…
a pan będzie uczestniczył? to proszę tu dla pana zielony kostiumik hihi przyszły tata jak george clooney na ostrym dyżurze…
jak wenflon, nie boli nic? no to jak już druga kroplówka wciągnięta to prosimy w takim razie na salę… dzień dobry, ooo co pani taka zdenerwowana, nie ma się czego bać, proszę usiąść tu na stole, tu na tym miękkim, zasłonić się chustą, proszę się nie krępować przecież tu sami swoi… niech się pani nachyli a ja tu z tyłu lekko uszczypnę i to będzie całe znieczulenie…
kochanie nie patrz na te brzydkie fragmenty bo ja się boję, że potem już będziesz to zawsze pamiętać…
przyszłego tatę prosimy tu koło głowy mamy…
czuje pani jeszcze nogi? a jak tutaj kłuję? a tutaj po tej stronie brzucha?
TAK CZUJE! o nie! na pewno coś nie tak i będę czuła wszystko i będzie bolało!!!!!!!!
a teraz niech pani podniesie nogę
yyyeee to ja mam nogę?
no to zaczynamy…………………

nic nie czułam, nie bolało, M. trzymał mnie cały czas za rękę i było dziwnie: stresowo ale pozytywnie... a potem nagle już był na świecie mały nowy człowiek, który dyndał na długim skręconym sznurku i przebierał kończynami. nasz syn. totalna abstrakcja. :)
tata został zaproszony w charakterze orszaku za synem na badania i przysposobienie młodzieńca do pierwszego kulturalnego kontaktu ze światem zewnętrznym po toalecie i przyodzianiu. 10 punktów i wszystko super fajny gość ! – usłyszałam z daleka…
rozpłakałam się… ulga: zdrowy, silny chłop, bez skazy – się matka spisała! poczułam jak kamień spadł mi z serca, wreszcie ta jednoosobowa odpowiedzialność, którą podświadomie taszczyłam  na barkach jak tonowy odważnik, że tylko ja jestem teraz w mocy tego gościa „konstruować” więc wszelkie błędy i wypaczenia wiadomo po czyjej będą stronie… a teraz wreszcie ktoś może mi pomóc i uczestniczyć w tym lepieniu człowieczka wspólnie… ech…
a potem na nudne zszywanie dostałam w kroplóweczce jakieś słodkie dragi i urwał mi się film…
no i małą lukę tu mam, bo podobno do pokoju wjechałam rozgadana i wesoła i rozmawiałam z M. i położnymi i lekarzem i SMSy wysyłałam i ogólnie byłam komunikatywna… a ja pamiętam dopiero kilka godzin później…

M. był ze mną w pokoju do późnego wieczora, młody towarzyszył nam w głębokim śnie, pozawijany w kocyki, na podgrzewaczyku i właściwie nie czułam, żeby się coś zmieniło, oprócz tego, że nie było już ciężkiego balona z przodu i NAKAZANO mi leżeć na plecach, co przyjęłam na dragach chyba bardziej entuzjastycznie niż sam fakt narodzin syna, który wciąż był dosyć abstrakcyjny i nierzeczywisty…
no i tak w skrócie. :)
pobyt w klinice wspominam prawie jak wczasy: swój pokoik, łazienka, codziennie zmiana pościeli, codziennie nowa koszula nocna (o ironio nie obyło się bez żyrafy, ale faktycznie jakoś mi to tam nie przeszkadzało), ubranka, kosmetyki  i pełna obsługa młodego,  przecudowne położne na każde zawołanie, pyszne sucharki hihihi a potem wyśmienite jedzonko, 24h przesympatyczni lekarze i położne, ogólnie atmosfera profesjonalnej acz ciepłej opieki, wyrozumiałości, niewymuszonego wsparcia i pewnie jakbym poprosiła, żeby mnie ktoś pomiział po głowie, to jestem przekonana, że też by ktoś to zrobił :)

jeśli chodzi o fizyczność: na początku dużo przeciwbólowych i więcej strachu niż faktycznie bólu. potem dosyć szybko pionizowanie i pierwsza toaleta i wstawanie do łazienki i lęk, że mi strzelą szwy ale to tylko w głowie oczywiście wszystko się dzieje. w trzeciej dobie sama chodziłam powolutku po schodach… oczywiście jest bolesność i straszące palące gorąco przy niefortunnym ruchu i próbie użycia mięśni brzucha, ale da się żyć. jak pomyślę o wizycie w toalecie po nacięciu krocza, to ja z moją raną mogłabym iść na balet… z każdą godziną jest coraz lepiej – kobieta jest jednak niewiarygodnie skonstruowaną machiną i tryb MAMA przestawia wszystko…


4 dnia około południa M. zabrał nas do domu i zaczęła się nasza wielka przygoda z rodzicielstwem…

jednym słowem CC polecam euforycznie :)

P.S. kosmetyków kolorowych użyłam - oczywiście że tak, ale dopiero na wyjście… wcześniej miałam takie poczucie intymności i schowania w mojej dziupli z małym oposem, że wystarczyła mi umyta głowa, by czuć się fajnie. :)

25 komentarzy:

Agusiaczek pisze...

Ojaaaa, aż się wzruszyłam! Gratulacje :-)
Pięknie to wszystko przeżywasz i opisujesz.

weronika2830 pisze...

Popłakałam się... Trochę mi ulżyło po przeczytaniu Twoich przeżyć. Być może też będę miała cc i napawa mnie to strachem. Co prawda nigdy nie rodziłam i nie wiem jak by to było rodzić naturalnie,ale mimo wszystko cc wzbudza u mnie skrajne uczucia. Nigdy nic nie miałam rozcinanego, złamanego czy szytego. I chyba dlatego. Pozdrawiam i dzięki za wspaniałe posty.

Kaffiarka pisze...

swietnie sie to czyta, do tego stopnia, ze twoja relacja pomieszla mi sie z moja osobista :)
jeszcze raz Wielkie Gratulacje i cieplutkie pozdrowienia dla Niezależnego Osobnika i Jego Świty :)

Hafija pisze...

Cudownie :)

asiu pisze...

Gratuluję po stokroć!

Każda z nas powinna rodzić w takich warunkach! Szkoda tylko, że w naszym pięknym kraju za takie LUDZKIE traktowanie trzeba niestety słono płacić. Mi osobiście szkoda było kasy na cesarkę. Stwierdziłam, że nie będę nabijać kabzy zmanierowanym ginekologom;) Zresztą całą ciążę chodziłam do lekarza na NFZ:))

onna pisze...

fajny opis:) prawie jak z ulotki "rodzić po ludzku";)

ŻuŻu pisze...

Rany! to nie ja jedna napiszę Ci, że się wzruszyłam. Banana na twarzy miałam coraz większego w czasie czytania notki! Jak się cieszę, że wszystko w porządku, pięknie i bez problemów! =) i to już... no super! teraz to już będzie tylko ciekawiej=)

lady_berona pisze...

Gratuluję świeżo upieczonej mamie! Twoją relację czytałam z wypiekami na twarzy heheh:)! A tak z ciekawości - gdzie rodziłaś?

Sztywniara pisze...

Padłam. Nigdy nie czytałam tak zabawnej relacji z porodu! :) Tematy ciążowo-porodowe zwykle wywołują u mnie "o Boże!", "bleee", "aua!" oraz "zaraz zemdleję!", a czytając Twój post, kilka razy parsknęłam śmiechem :) Gratulacje i dużo zdrowia dla Ciebie i małego! :)

agakry pisze...

http://www.iatros.pl/ginekologia.html

miejsce absolutnie godne polecenia :)
trochę trzeba było poodkładać ale nie żałuję ani grosza :)

Marta Be pisze...

gratuluję.. Tyle że w UK miałabyś cc i 'ludzką' opiekę za darmo... życzymy z Gulkiem wszystkiego naj na nowej drodze życia xxx

ŻyrafyzSzafy pisze...

Gratulujemy! Dużo zdrowia i samych rodzicielskich radości!
MiP

Alcyna pisze...

No to się doczekałam relacji. Piękna, wzruszająca, ale... mimo wszystko nawet odrobinę mnie nie przekonała do wyższości CC :P Nadal widzę w nim tylko i wyłącznie wyjście awaryjne i operację ratującą życie i zdrowie. Mniejsza z tym- najważniejsze, że rodzinka w szczęśliwym komplecie.

Hafija pisze...

Kiedyś zanim byłam w ciąży bardzo chciałam mieć cesarkę. nawet Małżonowi o tym powiedziałam i on zaczął odkładać kaskę na ten zabieg - jak dla mnie na tamten czas konieczny. A potem zaszłam w ciążę, trochę w niej pobyłam i zmieniłam zdanie. Małżon się ucieszył i ochoczo przelał fundusze na konto wyprawkowe dla Młodego. Dlaczego zmieniłam zdanie? Nie wiem, nie było to podyktowane tym, że to operacja, szwami, znieczuleniami (może troszkę moja trombofilią bo to nie zalecane rozwiązanie w przypadku tej choroby - aczkolwiek nie wykluczone)po prostu poczułam, że chcę urodzić normalnie. Jak kobieta czuje, że chce rodzić tak a nie inaczej to powinna tak zrobić, a to nie są jakieś kosmiczne pieniądze, których na etapie planowania i rośnięcia bobasa w brzuchu nie da się zdobyć :)

Anna S. pisze...

Gratuluję Mamie Tacie i Maleństwu!!!

Byłam już kilka razy w szpitalu, w swoim dotychczasowym życiu przeszłam 3 operacje... I wcale nie jest tak, że się nie boję porodu... Wręcz przeciwnie, wiem co to rozpruty brzuch, wiem co to ból z tym związany ale dla mnie to także pół roku dochodzenia do siebie... CC mnie przeraża, a poród naturalny? Owszem chciałabym, ale w moim przypadku tylko ze znieczuleniem (alergie astma oskrzelowa i niskie ciśnienie, które po wysiłku spada)... Dzięki temu jak opisałaś to co przeszłaś, nie wygląda to tak strasznie ;) A kosmetyki kolorowe zawsze używałam przy wyjściu ze szpitala :)

Pozdrawiam :)

Anonimowy pisze...

Hafija- dla jednych kosmiczna kwota, dla innych nie. Inna sprawa, jak rodzą kobiety których nie stać na płacenie lekarzom. Ja chciałam mieć cesarskie cięcie i niestety nie będę brac kredytu ani prosić rodziców o pomoc żeby je mieć. Więc to nie tylko kwestia tego do czego się "dojrzało", w PL nie ma wyboru. Albo dajesz w łapę i cie noszą na rękach, albo jesteś szara masą i sie męczysz na porodówce 15 godzin. Więc nie sądź innych według siebie, co ci się często zdarza na tym blogu. ANNA

Hafija pisze...

Ja też nie miałam zamiaru brać kredytu i nikogo o pieniądze nie prosiłam tylko oszczędzaliśmy z Mężem z tego co zarabiamy obydwoje - a kokosów nie zarabiamy (i uzbieraliśmy nawet na dwie cesarki z hakiem), a koniec końców NIE zdecydowałam się na cesarkę tylko będę rodzić ZA DARMO w PAŃSTWOWYM SZPITALU. Oszczędności poszły na konto wyprawkowania i zostały nam na potrzeby późniejsze związane z dzieckiem. I nigdzie nie piszę, że trzeba dojrzeć do naturalnego porodu i że poród naturalny uszlachetnia i cierpienie uszlachetnia (wręcz przeciwnie) i nikomu nie dałam w łapę i nie mam swojej położnej opłaconej i uwaga (!) wcale się nie boję tak rodzić. Dojrzeć to trzeba do posiadania dziecka, a nie do porodu, bo poród jest naturalną konsekwencją ciąży - jak się decydujesz na dziecko to trzeba chcąc nie chcąc wziąć pod uwagę, że boli, że cieknie, że trzeba do szpitala, że kroją, że szyją, że to nie jest bajka itd itd i oczywiście, że posiadanie dziecka KOSZTUJE, od samego poczęcia do końca życia. Nie będziesz brała kredytu, nie będziesz prosiła nikogo o pieniądze - i bardzo dobrze nie bierz, nie proś, ale to że kogoś stać na coś więcej, na jakieś ponadstandardowe usługi i opiekę prywatną to nie znaczy, że ma z tego zrezygnować bo innych nie stać i od razu wszyscy naokoło mają współczuć.
A długość porodu to coś mi się widzi nie zależy od tego gdzie rodzisz i komu zapłaciłaś ale raczej od tego, który raz rodzisz, jak duże jest dziecko, w jakiej pozycji rodzisz...
Trochę mniej złości w stosunku do świata proponuję, bo o tym czy się ma kasę na rodzenie w znieczuleniu prywatnie, prywatne wizyty, prywatne badania to trzeba pomyśleć przed ciążą, a nie w trakcie się żalić jak to jest strasznie, bo mnie nie stać, a ją już stać i jaka to wstrętna osoba bo dla niej to nie jest "kosmiczna kwota" a dla mnie jest i wysnuwać jakieś teorie, że przez to ja będę lepszą matką a ona gorszą itd itd
pozdrawiam
AGATA

Anonimowy pisze...

Ale Ty chyba nie umiesz czytać ze zrozumieniem. Ja nie napisałam,że zazdroszczę, że kogoś stać itd., ale chodzi mi o system w naszym kraju i o to, że każda kobieta powinna zasługiwać na godny poród choćby ze znieczuleniem, jeśli sobie zażyczy, a nie ciułać kasę przez całą ciążę i sobie planować 3 lata zawczasu to, że kiedyś niedojrzeję do porodu naturalnego, ale sobie uciułałam to zapłacę i nie ma problemu. Płacę podatki i POWINNAM rodzić, jak ja chcę. A zazdrość to Ty mi wytykasz. Bezpodstawnie.

W ogóle pałasz jakąś nienawiścią do wszystkich anonimowych. Zresztą, którzy nie kieruję się do Ciebie, tylko do autorki tego bloga, którą bardzo polubiłam wirtualnie i pozdrawiam Cię Ago serdecznie.

Hafija pisze...

Nie zbierałam trzy lata :) a co w naszym kraju "powinno" a nie jest to temat do dyskusji długiej i namiętnej. Ja też płacę podatki i co? I nic! I tez pisałam u siebie, że to skurwysyństwo, że kobieta nie może rodzić jak chce i co dalej? Dalej tyle, że jak się decydujesz na ciążę w naszym kraju to chcesz czy nie musisz się na takie a nie inne warunki godzić i już, albo się nie godzić i nie decydować i czekać na "lepsze czasy". No i generalizować też nie można, że tylko jak dasz w łapę to będziesz mieć opiekę - myślę, że wiele położnych i lekarzy poczuło by się urażonych takim komentarzem. To tak jakbyś powiedziała "Każdy Polak to złodziej" coś mi się widzi, że nie każdy.

Nie pałam nienawiścią - łatwo jest komuś jechać anonimowo, bezpiecznie, nie pokazując kim się jest. Narzekanie, że jest tak i siak to łatwizna, ale jak się chce żeby było inaczej to trzeba wstać i powiedzieć "JA UWAŻAM, ŻE..." i się "pokazać". Świata bezimiennie i z ukrycia się nie zmieni.

A jak Aga stwierdzi, że się nie podobają jej moje wypowiedzi to na pewno je usunie :P

Anna S. pisze...

Anonimowemu polecam przeczytanie ROZPORZĄDZENIA MINISTRA ZDROWIA http://www.mz.gov.pl/wwwfiles/ma_struktura/docs/zal_opiek_24092010.pdf zamiast jechać i krytykować innych...

Mnie zależy na bezpiecznym i godnym porodzie, i chociaż w mojej miejscowości jest szpital państwowy to za "godny" poród trzeba zapłacić 1500zł (oczywiście oficjalnie nikt o tym nie wie) a ja walczę o poród w klinice w Białymstoku na NFZ gdzie nie będę musiała się bać... Bo tam mają znieczulenie w standardzie! Jednak po przeczytaniu rozporządzenia, znam swoje prawa i nieważne na której porodówce wyląduję będę walczyć o to co jest tam napisane! (termin mam na koniec lipca)Bardzo mnie cieszy, że autorka bloga przeżyła poród w tak fantastycznym miejscu nie przeżyła traumy i myśli o dzieciach w przyszłości :) a to o to chyba w tym chodzi...

Pozdrawiam :)

Vinti pisze...

a ja sobie wyczarowałam własnymi pozytywnymi myślami cesarkę w państwowym szpitalu :)! bo siła sugestii przekonywałam lekarzy, że z pierwszym dzieckiem mnie wymęczono w szpitalu i po półtorej doby usiłowań z porodem naturalnym i tak całkowicie bez sił już odwieziono na cesarkę, więc usilnie przekonywałam, że w tym drugim wypadku na pewno będzie podobnie - sama więc postawiłam sobie diagnozę, nikomu nic nie zapłaciłam i przez cesarkę urodziłam, o :)))) - i tak się może zdarzyć :)

Vinti pisze...

no i powtarzam raz jeszcze, co u siebie na blogu pisałam - że cesarka to cud-miód-malina! jestem fanką CC :)))

Evelio pisze...

no dobrze Aguś...a jak było naprawdę? :-)))))))

Doganiam Motyle pisze...

ha wiedziałam że w latrosie rodziłaś po tym co napisałaś:):) też tam rodziłam i jak Ty nie żałuje ani grosza, choć teraz jest to na pewno więcej niż te prawie trzy lata temu

Anonimowy pisze...

Moja cc była totalnie nieplanowana. Ale żadnej traumy przez to nie miałam, zresztą - sn nie szło, cc było jedynym rozwiązaniem to co ja się wygłupiać z traumą będę. Po 2 tygodniach od cc byłam na imprezie, która znakomicie podniosła mi nastrój. Młoda z tatusiem.
Doszłam do siebie błyskawicznie, bo się ruszałam. W szpitalu byłam dość długo, bo temp. się przyplątała (z wrażenia chyba :))) ), ale chodziłam, chodziłam, chodziłam. Codzienne kąpiele, mycie włosów, makijaż - dla samopoczucia.

Świadomie o cc nie myślałam, ale - absolutnie nie żałuję. Następne dziecisko też pewnie cc, wg mego lekarza komplikacji nikt nie będzie sobie serwował. I dobrze.