pragnę utrzymać w sobie to przekonanie, wynikające z jedynackiego egocentryzmu, iż byłam w ciąży fajną laską i że specjalnie się nie zmieniłam, ani nie obarczyłam całego świata obowiązkiem współodczuwania.
nie przeszkadza mi to dostrzegać, że ciąża bez kochającego wspierającego męża byłaby czeluścią piekieł głęboką i że biedak nie raz zaciskał szczęki w konfrontacji z moimi dziwactwami, niekonsekwencjami, chwiejnością, zmiennością i ogólnie z osławionymi hormonami. osobowość jędzy mam wypielęgnowaną przez cale życie wiec teraz chyba po prostu czasem więcej jej się ulewało. ale dość, wracając do pierwszej tezy: w ciąży byłam (jeszcze chwile jestem) fajna ;)dopóki czułam się w pełni sprawna fizycznie i samowystarczalna wszystko było proste. do czasu... teraz stan paniki niczym pływy oceanów choć zdecydowanie mniej regularnie towarzyszy mi nieustannie. rodzę falami, czasem bardziej a czasem mniej zdecydowanie. mam objawy ale nie wszystkie i próby racjonalizowania tej sytuacji są równie skuteczne, co tupanie na faktyczny przypływ morza ;)
no panikuje!
no ale jestem w tej ciąży po raz pierwszy!
choć przyzwyczaić się już zdążyłam - przecież pół roku studium przypadku skrupulatnie prowadziłam - to finalne zebranie wniosków z projektu i przeskok do kolejnego etapu są stresujące i znowu pełne niewiadomych. czy, że to tak smyra dziwnie to znaczy, że to już zaraz nóżka mi wypadnie albo rączkę syna zobaczę? czy skurcz, kurczę, kurczy czy napina? czy wody się sączą czy chluszczą? no i nawet jak w onieśmieleniu zadaje pytanie komuś mądrzejszemu lub przynajmniej spokojniejszemu ode mnie w obecnej chwili, to otrzymuje standardowy zestaw odpowiedzi: po pierwsze każda ciąża jest inna wiec trudno powiedzieć, po drugie statystycznie to cośtam cośtam, po trzecie przecież byłaś u lekarzy i wszystko było trzy dni temu OK, jak chcesz to możemy pojechać itp itd
a ja nie chce nigdzie jechać, nie chce znowu na fotel, nie chcę wychodzić z domu, nie chcę już nic czuć i analizować… i tylko chcę za tych kilka dni pojechać i zgodnie z planem wszystko załatwić.
i nie chce jęczeć, że się denerwuję bo przecież jestem fajna...
ale na spacer nie pójdę, bo mi syn na chodnik wyskoczy na 100% i wtedy nie będę fajna!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz