07.02 - chuck norris w alpach

którejś mniej lub bardziej bezsennej nocy, zapisałam sobie notatkę, że jak chuck norris z półobrotu czaję się do ataku na sen na drugim boku
to dosyć niesamowite ale trudność w pokonaniu tak prozaicznego zadania, jakim jest zwykle zupełnie nieświadoma czynność zmiany strony leżenia podczas snu, pod koniec ciąży przyprawia mnie o łzy. nie mówię już nawet o sapaniu, szybkich oddechach i stękaniu ale o takim bezsilnym opadnięciu z powrotem na ten sam bok, z którego chciałam się uwolnić po nieudanej próbie przewrotki. z boku na bok... przez brzuch się nie da, co oczywiste dosyć choć też dosyć nierzeczywiste dopóki się tego nie zasmakuje. ale przez plecy? no to ściema chyba, że może sprawiać trudność: opaść z jednego boku na plecy i odkręcić się na drugi? no chyba żarty, że to problem? no a właśnie, że problem!
i że to himalaje dla mnie conocne do kilkurazowego przejścia w tę i z powrotem. taki hannibal ze mnie brzuchaty u podnóży alp, tylko słoni głupi do transportu nie zabrał… a stronę trzeba zmienić natychmiast bo każda kolejna sekunda na boku już boli coraz bardziej... dziś mój rycerski mąż przeprowadził nas przez noc bezboleśnie i wśród snów kolorowych!
bez dodatkowych poduszek, na łyżeczkę… rozłożyste plecy i biodra opierałam na Nim przez calą noc a męskie ramie tak opasywało brzuch, że nie ciągnął, młody nie urywał wiązadeł i w ogóle flauta przecudowna zapanowała...
po raz kolejny utwierdziłam się wzruszona w głębokim przekonaniu, że idę przez życie u boku najwspanialszego męża świata!

no i weź tu człowieku bez słoni na takie alpy....

foto: mariusztravel.com

Brak komentarzy: