empatia niekontrolowana

mam koleżankę, która "w tych dniach" płacze na reklamach TV. empatia, egzaltacja, tkliwość z pogranicza nietykalności bomby atomowej na pajęczynie. powodem do żartów była nieustannie, na szczęście zdawała sobie zawsze sprawę, że to hormony, więc sama śmiać się ze zjawiska też potrafiła. a ja zawsze byłam raczej z tych uczuciowych ale wstrzemięźliwych. tylko ważne i duże emocje spływały po policzkach i niweczyły makeup a mniejsze wzruszenia na ogół kisiłam odruchowo w sobie. 
tymczasem coś się zmieniło. mogłabym napisać "to był poniedziałek", parafrazując starą reklamę, ale nie pamiętam dnia tygodnia. jakkolwiek, jadę samochodem, fajny dzień, młody z tyłu kima po wizycie u kumpla. słucham radia. prowadzący zapowiada reportaż o jednym panu, co swoją panią nagrał na komórkę, jak biła dziecko i teraz sprawa jest w prokuraturze. niezbyt jestem zachwycona perspektywą ale nie reaguję dosyć szybko. niestety... reportaż bowiem zaczyna się bez ostrzeżenia, bez dżingla, wstępu ani niczego... PAC! PAC! MAMO NIE BIIIIJ! 
w tym momencie reakcja jest szybka i zdecydowana: radio przestało grać w ułamku sekundy... w czasie, gdy ręka dzikim szarpnięciem zabiła radio, po twarzy już płynęły pierwsze łzy. chwilę później zanosiłam się rykiem, szlochem, glutem i wstrząsały mną spazmy, jakby mi ktoś krzywdę robił przenajwiększą. dobrze, że niedaleko do domu było bo zagrożenie na drodze prawdopodobnie stanowiłam z ograniczoną widocznością przez rozmoknięty tusz... 
od pewnego czasu przeczuwałam, że narodziny syna zmieniły mnie na różnych płaszczyznach ale nie byłam świadoma wszystkich aspektów tej przemiany. czytałam i słuchałam o dojrzałości, o instynkcie, o pewności siebie itp itd. ale jakoś nikt nigdy nie ostrzegał, że empatia młodej matki jest nieokiełznanym szaleństwem! 
i to w sumie tyle. bo teraz już tak mam, że jak coś się dzieje dziecku, nawet fikcyjnemu, epizodycznie pojawiającemu się w serialu, obcemu, brzydkiemu, każdemu - to mnie rwie macierzyństwo za wnętrze i targa. 


akurat na ten temat artykuł mi wpadł w oko KLIK 



16 komentarzy:

Hafija pisze...

Widzę, że tez się cieniem bawicie :D My tez jeszcze "zajączki" z lusterka lubimy.
Empatycznie Cię rozumiem. Ostatnio oglądałam "Świat wg dziecka" i facet mówi:
"nie daje dzieciom klapsów często - tylko raz dziennie"... ciemnogród jakiś =/

ZEZUZULLA pisze...

Miałam dokładnie tak samo, gdy wróciłam ze szpitala z Julem. Obejrzałam dokument o domu dziecka oczami noworodka, które porzuca matka tuż po porodzie. Obraz czarno- biały, zamazane kontury... No targało mną jak trza- a jeszcze kiedyś tylko bym się wzruszyła...
Co dziwnego, Mężu też nie mógł dotrzymać do końca nie uroniwszy łzy.

Anna S. pisze...

Wczoraj dowiedziałam się o Matce która zostawia Dzidziulka 2 miesiące na 12godzin w żłobku (!) JA bym taką matkę wsadziła do więzienia! wrrrrr Łzy w oczach straszne miałam i mam na samą myśl... :(

Hafija pisze...

A wiecie, że jak ja byłam w szpitalu to jedna kobieta zostawiła swoje dziecko po porodzie i maleństwo czekało na rodzinę zastępczą! Biedne małe!

Anonimowy pisze...

w tv mowili, ze w Japonii kobiety zostawiaja rodzicom/rodzinie dziecko od pon do pt a same ciezko pracuja i tylko na weekend je widuja, to musi byc ciezkie :(

Sara pisze...

W Japonii kobiety bardzo rzadko pracują mając dziecko - spoko!;)

Piękne zdjęcie-ujęcie.

Ja mam kompletnego hopla na punkcie bicia, jak również szarpania i krzyków. I ośmieszania, i poniżania. Ze łzami mam podobnie jak Ty. I jeszcze dochodzi temat "dziecko a wojna", i dzieci uchodźców, o holokauście w ogóle nie myślę, a do tego te bardziej namacalne sprawy - codzienne, na ulicy. Mogłabym w tej śmiesznej, mamowej egzaltacji, o której piszesz, paść dosłownie na kolana przed każdym kto czyta te słowa i błagać: reaguj, człowieku, i to ostro. Bo może się skończyć paskudnie. I chciałabym, by bicie dzieci było tak społecznie piętnowane, jak w niektórych europejskich krajach. Ręce mi opadają.

Rzućcie, proszę, okiem:

http://srsg.violenceagainstchildren.org/page/children_world_map

Anonimowy pisze...

Genialne zdjęcie :D
Ściski jesienne
Tszecia

Mamuśka Martuśka pisze...

No i ja tez tak mam. Zawsze miałam. Dzieci-Babcinki i Dziadunie-krzywdzone zwierzęta-tematy drażliwe dla mnie wielce. Po porodzie wyłam na reklamie calzedonii, którą drałowali non stop na tvn bezlitosnie;-)Jednak teraz, kiedy hormony opadły wcale nie jest dużo lepiej. Dzieci krzywdzone wstrząsają mym wnętrzem okrutnie.Ratować bym chciała,do piersi utulić, nakarmić i dać najdroższą zabawkę na świecie,ale nie da się kurna. No nie da się...;-(

eveleo pisze...

dominującą cechą moją to empatia. też dostrzegam u siebie silne porywy i dogłębne - właśnie takie o których piszesz, na punkcie dzieci, krzywdy. ostatnio też coś było w tv o 3 miesięcznym dziecku ratowanym w wypadku... brak słów. przeraża mnie myśl, że tak małym istotom może się coś dziać, a co dopiero krzywda wyrządzona przez niedojrzałych rodziców sądzących pewnie "że to dla dobra dziecka" twarda ręka. taką rękę to bym z chęcią połamała i myślę, że zgodzicie się ze mną !

Evelio pisze...

to także sprawcza siła natury, aby nie krzywdzić innych, w tym także naszych dzieci. jaka szkoda, że u niektórych rodziców po pewnym czasie ta empatia zostaje zagłuszona przez stres, lęk i bezsilność.

Marti calzedonia powrocila!:-)

Evelio pisze...

Genialne ujęcie Stachuli!!!

Marta pisze...

myślę że w przypadku bicia dziecka wielu ludzi zareaguje empatią, nie tylko młoda matka. Ja np. ostatnio dowiedziałam się o rodzinach zastępczych, które nie pracują tylko zarabiają na przyjmowaniu kolejnych podopiecznych. I taki maluszek trafia z patologicznej rodziny do innej patologii. Państwo na 1 dziecko daje ok 2000 zł miesięcznie, a są i tacy co maję 6 takich dzieciaczków... jako matki chyba wiemy, że tylko nie kosztuje utrzymanie dziecka, a w tym wypadku ile z tych pieniędzy na prawdę jest przeznaczanych na dzieci?

a.pe pisze...

Ja od zawsze jestem "nadempatyczna", pewnie dlatego moim marzeniem (zrealizowanym i pozostawionym za sobą) była praca w domu dziecka. Po porodzie każda dziecięca krzywda targała mną jeszcze bardziej, bo jeszcze bardziej nie jestem w stanie pojąć jak można skrzywdzić taką kruszynkę - mimo mojej depresji i nerwów niemal na skraju załamania nie zdażyło mi się potrząsnąć dzieckiem, a co dopiero je uderzyc...

A jeśli chodzi o wpis przedmowczyni, to pierwsze slyszę, żeby takie pieniądze dostawali rodzice zastepczy, a troszkę na ten temat wiem, z racji pracy w branży....

Daria pisze...

Ja też nie daję rady psychicznie, słuchać i oglądać jak się maluszkom dzieje krzywda. Wyłączam, wychodzę żeby nie widzieć, nie słyszeć, a jak jestem bezpośrednim świadkiem to staram się reagować. Niestety nie wszyscy to rozumieją.
Przy okazji... świetny blog. Oryginalnie, indywidualnie, na luzie i z wielkim matczynym uczuciem. Pozdrawiam serdecznie i zapraszam do siebie, choć u mnie trochę inne klimaty :))

Er pisze...

Ja przed urodzeniem Ady nawet nie lubiłam dzieci. Wszyscy dookoła bali się jak ja dam radę z dzieckiem, nikt sobie mnie nie wyobrażał jako dobrej matki a tu bach...totalna odmiana :) Może jak z innymi dziećmi nie do końca się dogaduje tak swoje kocham nad życie :)

Karlita pisze...

ależ boska minka :-))))))))))