zmiana pór roku wisi w powietrzu. wieczory chłodne, noce zimne, poranki rześkie. dni krótsze i kości dreszczem zimnawym łaskoczą. zwykle o tej porze roku staram się jak najdłużej oszukiwać rzeczywistość i odpycham moment remanentu w szafie. odpycham nawet moment założenia skarpetek, choć później już w tych skarpetkach zostaję na dobre do wiosny :)
są dwa takie momenty w roku - właśnie teraz i okolice wielkanocy - gdy na ulicy zderzają się dwa trendy: jeszcze jest ciepło/zimno i już jest zimno/ciepło (niepotrzebne skreślić w zależności od pory roku). i właśnie wtedy spotykają się na spacerze i na przystanku japonki z kozakami, kalosze z balerinami, ortaliony z wełnami, szaliki z apaszkami, sunglasy z nausznikami, słomkowe kapelusze z wełnianymi beretami. i miszmasz panuje i barok kolorowy, a każdy wychodzi z założenia, że przecież jeszcze albo już jest ciepło/zimno.
ależ subiektywne to odczucie!
bo jak siedzisz ze znajomymi w kawiarence na leżaku, jak przez cale lato dotychczas, to ciepło w tshircie i tenisówkach, ale już na grilla popołudniowego na tarasie w lesie polar jakoś nie dość ciepły i szal mota się sam ciaśniej wokół szyi i o uszy zahacza.
zabawne, że teraz jeszcze długo będziemy obserwować jesienne brawurowe stylizacje bliżej lata osadzone, niż przy tej samej temperaturze, na tych samych osobach na wiosnę. jawny opór stawiany nadchodzącej słocie wyraża się w większej tolerancji na niską temperaturę niż wiosną, gdy wychłodzeni z akumulatorami ledwo zipiącymi na przednówku otulamy się i drżąc wypatrujemy kolejnych kresek na termometrze.
PS. post zapodział się jakoś nieopublikowany a miał być we wrześniu... teraz już chodzę w skarpetkach i na pewno nie w szortach na gołego :)
4 komentarze:
Ja jestem zmarźluch i ubieram się cieplutko :)
mi czasem w lato jest zimno jak diabli, szczególnie jesli jest takie jak tegoroczne, dlatego już zaopatrzyłam się w grube, wełniane skarpetki ;)
Ehhh, buty...ciuchy...te...czy tamte...jakie to ma znaczenie, jak się ma takie nogi!!!
Kobieto, jakie Ty masz GENIALNE nogi!!!!
A ostatnie starcie lato/jesień przerobiłam na chrzcinach Antka. Goście byli w botkach i kozakach, a ja w sandałkach na gole stopy oczywiście. Może nie do końca była to kwestia wyboru, bo nie zdążyłam kupić butków adekwatnych do pory roku (2 października to był), ale nawet za bardzo nie zmarzłam :)
Prześlij komentarz