dla odmiany szaroooooo :)



w płaszczu to nawet nie widać, że bliżej walca niż klepsydry, ale forma się nam już zmieniła zdecydowanie i raczej lepiej nie będzie :)

kolor?

ale jak to się mogło stać? kolorowe kredki w pudełeczku noszę? i od razu mina dziwna się pojawiła jakaś... za mało szarego chyba :)

a brzuch rośnie... choć porankami jakoś nieśmiało się chowa. jakby w nocy grawitacyjnie podczas leżenia matuli rozpłaszczał się wzdłuż pleców, a wieczorem po całym dniu zsuwania się po kręgosłupie jednaki ląduje z przodu większy widocznie. dziw nad dziwy.

mąż mi pstryknął

no słabość mam do nich wielką. te stare rozklapane sztyblety, choć nie nadają się już do innej roli niż wędrownych obdartusów są najpiękniejsze na świecie.
a brzuch z przodu i bardziej i bardziej...

ale to już...


było... no ale wybór nie jest taki znowu wielki, żeby czegoś nie powtórzyć a kapelut włóczykija nowym przeciwdeszczowym orężem jest. w drodze na pocztę okazało się, że jest zimno ale jak się w ciąży kupuje na spacerze warzywa i potem trzeba je przytaszczyć, to nei dość, że się ma zasapkę to i po krzyżu płynie... więc ogólnie temperaturowo nieadekwatnie to wszystko wyszło... zwłaszcza zakupy :)

dla odmiany



Taaaak... jakby nie było, szary jest szary...
Lakierowane elementy miały swym pseudo eleganckim charakterem odwracać uwagę od nonszalancji szarych worków.

do pracy niezobowiązująco

po okresie szlafrokowo chusteczkowym przyszła pora na konfontację ze światem zza okna. i to od razu biurowo. hmm... jakoś poszło :)

buro ale wesoło :)

zabawy z burością

no cóż, jednak burości w stylu kamuflującym krągłości mam zdecydowanie najwięcej. dopiero teraz się przekonuję, że jak już jakiś ciuch się fajnie układa na wezbranych partiach matczeństwa, to jest dziwnie niekolorowy. ciekawe czemu tak? ale to wcale nie przeszkadza, że mi się podoba tak burasto... obiecywałam, że będzie kolorowo ale za to staram się nadrabiać eklektyzmem...

rośnie

brzuch rośnie, talia zniknęła, poślad i udo krowie... ech...odwracam uwagę :)

obiad z bazylią

po wizycie w SH pojawiła się zielona koszulka, jest teraz nieodłącznym elementem codziennych kombinacji. jakoś te buty chyba nie były do końca udanym wyborem...
ale za to obiad po włosku z dużą ilością bazylii był jak najbardziej na miejscu :)

ostatnie chwile talii

tego już chyba nie ma sensu eksponować :) taki dziwny stan przejściowy, ani to talia, ani jednoznaczny w interpretacji brzuszek...
poczekamy na bardziej oczywisty brzuch żeby go tak lansować :)

pas wysoko

w sumie dziwnie jakoś wyszło, niby tak normalnie, ale ten pasek od płaszcza tak śmiesznie się podnosi nad brzuch :)

swetrzak

pogoda się zmienia, więc będziemy się otulać. na poczatek wielki róż. idealny do prostej jednobarwnej bazy brzuchowej :)

postawiłam na swoim

a jednak się udało - będzie SYNEK! ha!

jakoś dam radę

jednak zanurkowałam w szafę i mam trochę pomysłów "na później" :)
ciekawe, czy koncepcje będą się sprawdzać w realu. fota "na kozaka" :)
dojrzewam do kontaktu z aparatem bo jakoś tak mi fotki wychodzą, że gdybym nie znała ciuchów, to raczej bym ich w swojej szafie nie poznała... :)

stylorectic

dość ekstremalne podejście do ciążowych ciuchów. może się słabo sprawdzać w drodze do pracy, polską jesienią :) zaczynam niniejszym podglądactwo i szukanie inspiracji. moja szafa mnie załamała znikomą elastycznością... no i jakim cudem ta laska ma taką figurę?????????

służbowo

miałam mieć spotkanie służbowe. czad. leje deszcz. brzuch rośnie. po talii nie ma śladu.
nie mam co na siebie włożyć.
wersja oficjalna ale na spotkanie z zaufaną osobą, więc jeszcze nie 100% officowo. no i jaki kolor? szaro...

szary wniosek

przeglądanie szafy wcale jeszcze nie było potrzebne. żyłam w błogostanie, że mam mnóstwo opcji... a tymczasem strasznie dużo rzeczy okazało się już za małych! i to zdecydowanie i bezdyskusyjnie. a wydawało mi się, że to będzie takie fajne kombinowanko z normalnymi ciuchami tylko trochę się jakoś ponaciąga, niedopnie sweterka, pasek pod biust przeniesie... a tu niespodzianka: spodni zostały mi dwie pary i to obie krótkie, prawie wszystkie koszule za małe w biuście i (!) ramionach, leginsowe i rajstopowe gumki wpijają się Grudzie niczym powrozy konopne... 
a w sklepie ciążowym w którym dziś byłam wieje smutem...
więc dziś znowu szarawo...

udajemy

udajemy, że nie widać brzucha :)
ale i tak go widać, tyle że nie wygląda na ciążowy bębenek a na tłustą oponę... hmmm to akurat jest słaby moment ale po "dziennych przyrostach" mogę wnosić, że już całkiem niebawem nie będzie wątpliwości. a tymczasem omotuję się optymistycznie szarościami :)


zielono mi

remanent w szafie jeszcze nie nadszedł ale za to nadeszła pora deszczowa. czy zawsze pierwszego dnia września musi być taka pogoda? kolejne roczniki dzieciaków co roku niezmiennie wstają rano i pogoda doskonale odzwierciedla ich nastrój. a może to właśnie dlatego? zbiorowa emanacja pokoleniowego żalu o koniec wakacji?
ja tymczasem zbuntowałam się kolorowo :)