jeśli ktoś tu jeszcze zagląda, to miło mi poinformować, że moje twórcze zapędy znajdują obecnie ujście w zdecydowanie innym obszarze niż blogowanie...
tematyka dziecięca nadal jest mi jednak bliska :)
zapraszam na www.roomrebel.com
ewentualnie na profil facebookowy TUTAJ zapraszam do polubienia - będziemy w kontakcie :)
kolej
Fascynacja kolejnictwem ma nieznane pochodzenie i utrzymuje
się już prawie dwa lata. Pociągi są zaje i koniec.
Jak się jest trzylatkiem, to człowiek albo nudzi się i dekoncentruje po 30 sekundach, albo trwa w hipnozie dwie godziny. Nie ma reguły, za to sprzątanie na ogół trwa tyle samo, niezależnie od czasu poświęconego na zabawę.
S. przy pociągach zalicza najdłuższe i najbardziej samodzielne podróże. Odloty miewa, może sformułowanie nieadekwatne bo o pociągach mowa, ale jedzie gdzieś daleko i real mu odpływa. Gada do siebie, podrzuca didaskalia, wciela się i narrację wartko prowadzi. Lubię to. Two tumbs up.
Jak się jest trzylatkiem, to człowiek albo nudzi się i dekoncentruje po 30 sekundach, albo trwa w hipnozie dwie godziny. Nie ma reguły, za to sprzątanie na ogół trwa tyle samo, niezależnie od czasu poświęconego na zabawę.
S. przy pociągach zalicza najdłuższe i najbardziej samodzielne podróże. Odloty miewa, może sformułowanie nieadekwatne bo o pociągach mowa, ale jedzie gdzieś daleko i real mu odpływa. Gada do siebie, podrzuca didaskalia, wciela się i narrację wartko prowadzi. Lubię to. Two tumbs up.
Bywa jednak, że inwencja się ulatnia i wtedy jest prośba
nienegocjowana, która każdorazowo mnie kruszy: maamoo, potrzebuję pomocy… no i
bęc na kolana i układam: pętle, tunele, rozjazdy, perony i jedzie osobowy do
Krakowa i towarowy do Gdyni, podróżni mają odsunąć się od krawędzi peronu
drugiego przy torze trzecim, a konduktor ma gwizdek i macha, że odjazd, a potem
ktoś kogoś ściga i nagle: mamo, teraz budujemy garaż…
wpływ AGD na sztukę
Zmywarka to obok pralki i antykoncepcji jeden z
najpiękniejszych darów cywilizacji dla kobiety. Zmywarka robi robotę i koniec.
Bezdyskusyjnie. Przy dziecku moja wdzięczność dla AGD wzrosła po wielokroć.
Jest jednak pewien feler. Trochę, jak pranie bielizny w pralce. Wygodnie, ale
dewastująco. Nasza zastawa ostatnio poddana selekcji okazała się być
poszczerbiona, jak po latach służby w stołówce domu wczasowego… Nie sprawdziło się odkładanie wyszczerbionych
na spód pod inne – owszem, tworzyło iluzję, że mamy piękny komplet, ale i tak w
końcu dogrzebywałam się do tych obitych. Wrrrr…
Stosik talerzy małych i dużych leżał więc na wierzchu. Głupio
było wyrzucić.
No i wymyśliłam! Skoro i tak nadają się na śmietnik, nic im bardziej nie
zaszkodzi! Trzy czarne flamastry do porcelany i trzylatek. CZAD! Teraz te nowe stare awansowały do rangi najczęściej
używanych naczyń w naszym domu. Jeśli o mnie chodzi, to od dziś zmywarka ma
pełne przyzwolenie na dewastowanie idealnie białych i gładkich talerzy.
Nuuuuuuudaaaaaaaa!
art master
W idyllicznych wizjach macierzyństwa, które snułam zanim ugrzęzłam w nim
realnie, oprócz budowania domku na
drzewie, skoków do strumienia, walk poduszkowych i dużej ilości zwierząt, pląsałam
z potomkiem po słonecznych łąkach kreatywności. Akwarele, gwasze, akryle,
pastele, świecówki, temperówki, masy plastyczne, modelina, cięcie, gięcie,
lepienie … artystyczne swawole bez zahamowań. Tak. Generalnie kąpiel w konfetti
na co dzień. Miałam być beztrosko lekkomyślna i spontanicznie nierozsądna,
mazać noski farbami, reagować perliście na konsekwencje twórczych niewypałów i
przerabiać w kotka bazgroł na ścianie.
Ostatnie trzy lata nauczyły mnie, że ciążowa maligna i
zastępująca ją otrzeźwiająca orka codzienności mają ze sobą niewiele wspólnego.
No i tak jakoś dziwnie się składa, że nie lubię plam na ubraniach, dbam o
czyste ściany, flamastry na kanapie wprowadzają mnie w dziwne wibracje…
Syn bywa entuzjastyczny: maże, chlapie, drze, klei, tnie, koloruje,
lepi – generalnie tworzy. A potem zwykle
kończy raptownie z równym entuzjazmem, zabierając się brudnymi łapami za
budowanie torowiska… taaak… a ja sprzątam dłużej niż warsztat działał. Najgorzej,
że kończy na ogół dokładnie wtedy, gdy ja się dobrze wkręcę. Kleję myszkę,
wycinam wieżę, maluję kokardę słoniowi, reniferom lukruję rogi a ten mi nagle,
że pociągi teraz mamo… Na marginesie: z pociągów to doktorat mogłabym już
zrobić, ale to na inne opowiadanie.
No ale fajnie jest. Czasem uwalniam się od ograniczeń i
wtedy budzi się ta idealistka, co w ciąży nie wiedziała, jak potrafi brudzić
trzylatek, i wtedy nie mamy oporów. A ostatnio nawet ktoś mi powiedział, że S.
nadzwyczajnie jak na swój wiek radzi sobie z plastycznymi tematami i widać, że
dużo tego typu aktywności mu rodzice zapewniają. Zalukrowana satysfakcją
wracałam do domu. Tym bardziej, że na to popołudnie zaplanowałam malowanie
talerzy…
Subskrybuj:
Posty (Atom)