człowiek z liściem na głowie

Lubię język polski. Zawsze lubiłam. Nurzanie się w słowie sprawia mi przyjemność niczym kąpiel z pianką albo budyń waniliowy. Trafna metafora albo zestawienie słów pozornie sobie obcych zatrzymując mnie w lekturze, rozpuszczają się długo a ja powoli rozcieram je na podniebieniu, jak szwajcarską czekoladkę w czasach PRL-u. Kiedyś podniecałam się językowymi piętrusami wielokrotnie poskładanymi, poezją wieloznaczności i  majstersztykami ozdobników. Dziś bardziej cenię trafność, finezję i humor w doborze słów.
Przeszkadza mi, gdy słyszę wokół siebie błędy językowe. Sama je zapewne popełniam ale staram się nad tym pracować choć wielu pewnie nie jestem nawet świadoma. Takie wtopy są najgorsze. To jak z tym nieszczęsnym liściem na głowie. Masz we włosach śmiecia i robisz z siebie głupa ale nikt nic nie mówi. Podobnie ze słowem. Nikt nie ma odwagi powiedzieć wprost, że chyba chciałeś powiedzieć coś inaczej, mimo dobrych intencji. Przecież włącznik się nie wlancza, a on wszedł choć ona weszła, linia oporu nie jest najmniejsza tylko to opór jest na niej najmniejszy itp itd.  Chciałabym, żeby życzliwe mi osoby poprawiały mnie równie swobodnie, jak zdejmują mi paproszek z ramienia. Tak robią ludzie sobie bliscy...
Sama ostatnio coś takiego zrobiłam. Po kilku razach, gdy zgrzyt mi przez uszy przechodził, odważyłam się i zwróciłam uwagę. Najdelikatniej, jak potrafiłam. I widziałam, że cios w serce trafił i ugodził boleśnie. I teraz już kolejny dzień mam wyrzuty sumienia.
To jak to jest? Mówić  "człowiekowi z językowym liściem na głowie", że ma szczypiorek między zębami czy czekać aż się sam zorientuje?

Człowiek z liściem w dziobie poniżej :) 




7 komentarzy:

Mamuśka Martuśka pisze...

Mówić kochana!Mówić;-)
Uświadomienie liścia na głowie, czy też szczypiorka nie byłoby równie zawstydzające, ale z drugiej strony, jeśli intencje są przyjacielskie, a nie wypływają z chęci wytknięcia, czy też poniżenia, to dlaczego nie?
Przynajmniej ja tak uważam;-)

Al pisze...

Oj tak, błędy językowe są denerwujące. Choć sama je czasem robię i niekiedy zaraz po ich popełnieniu zdaję sobie z tego sprawę, to absolutnie się nie obrażam gdy ktoś mnie poprawi. Musimy dbać o czystość naszego języka, bo przecież dzieci uczą się go właśnie od nas.

Gantz pisze...

Aga - na mnie w tej kwestii zawsze możesz liczyć - z przyjemnością Cię poprawię, a i sam nie obrażę się za poprawkę z Twojej strony :)

linn_linn pisze...

Sliczna czapeczka...
Skoro lubisz jezyk polski, to mam dla Ciebie pomysl. Napisz notke na temat: Dlaczego nie ubiera sie spodni? Przykladowo oczywiscie: masz pelna dowolnosc. Moze nareszcie czesc szafiarek nauczy sie, ze ubiera sie siebie, dziecko itp. Spodnie nakladamy, nigdy ubieramy. Co Ty na to?

Alcyna pisze...

Poprawiactwo namiętnie uprawiałam na pierwszym roku studiów. Taka maniera domorosłego polonisty ;) Teraz zdarza mi się sporadycznie. Tylko wtedy,kiedy wiem, że to ma jakikolwiek sens. Nie wyplenię chwastów na cudzym zagonie, który przez właściciela został przeznaczony na ugór.
A wiedziałaś, że jeśli dziecko popełnia błędy językowe, to nie należy go poprawiać? Powinno się powtórzyć jego wypowiedź z poprawną formą (np.dziecko pyta "nie mogę znaleźć spodniów", a Ty mówisz "poszukajmy razem twoich spodni"). Na maluchy działamy tylko pozytywnym przykładem, nigdy upomnieniem, bo to zniechęca do eksperymentów i może blokować mowę czynną i budzić lęk ("bo znowu powiem źle") przed werbalizacją. Podobnie postępujemy,kiedy dziecko mówi niewyraźnie. Nigdy nie mówimy, żeby powiedziało jeszcze raz,bo "bebłało". Raczej wymyślamy inny powód. Np."powiedz jeszcze raz trochę głośniej/wolniej/wyraźniej, bo przez ten wiatr kiepsko słyszę".
A co do moich błędów językowych... części nie jestem świadoma (i tu byłoby super,gdyby ktoś mnie naprowadził na właściwe tory), część jest mi znana, ale nijak się ich pozbyć nie jestem w stanie, a część jest zupełnie świadoma (np. dosyć często stosuję niektóre nasze dziwne zagłębiowskie regionalizmy, albo szyk przestawny itp.)
Cudze błędy nie stawiają mi już włosów dęba. Mam świadomość, że język jest żywym tworem,który ciągle się zmienia i coś, co dzisiaj jest błędem, za dziesiąt lat może być normą. I nie traktuję tego jak zła koniecznego,lenistwa użytkowników i spaskudzenia dziedzictwa narodowego ;) Tak jest i tyle.

Sigrun pisze...

Ja za poprawianie się nie gniewam zupełnie. Kiedyś tez częściej poprawiałam namiętnie za co nie byłam szczególnie lubiana, bo uważa się takie osoby za wywyższające się, takie mądre sowy, i traktuje z lekka pogardą..a jako nastolatka byłam baaardzo krytyczna wobec takich osób(zarówno starszych- bardzo mnie to drażniło, ale znam wiele takich osób u których błędy wynikają z gwary lub braku wykształcenia i poznania właściwych form:ilez to kwiatków do dziś wyłapuję z mowy moich dziadków..ech..., jak i młodych- tych to w ogóle z miejsca skreślałam jako towarzystwo dla siebie)
poprawiam jeśli widzę sens, jak to Alcyna świetnie ujęła.święte słowa, Alcyno!dziś więc nie poprawiam dorosłych, zdarza mi się, jak Alcyna zauważyła specjalnie zastosować dobrą formę po zdaniu z niepoprawną, ale nie sądzę, ze te osoby to zauważają, bo potem i tak mówią tak samo. Ale dzieci należy poprawiać, w taki sposób jak zauważono. Natomiast szczególnie razi mnie akcent wyrazowy, na który nie zwraca się uwagi nawet w środkach masowego przekazu, w radio, w tv. muzyka, fizyka, matematyka, chcielibyśmy, zrobilibyśmy, etc.No i czytania w kościele, zwłaszcza te dokonywane przez ministrantów.Ja wiem, wystąpienie publiczne, mówienie do mikrofonu ale wielu z tych chłopców ewidentnie czyta zupełnie bez zrozumienia i jakby widzieli tekst por az pierwszy a robia to co niedzielę..niezwracanie uwagi na przecinki, intonację...aż trudno niestety sens złapać, powinni ich choć ci księża jednak trochę instruować..bo sami już główne czytanie na ogół czytają właściwie więc zasady znają.. a swoją drogą.. dlaczego czytań nie maja nigdy dziewczynki???!ja sie w tym nie spotkałam ani razu..no chyba że ktoś na ślubie czytał..anyways, ważny temat;)
p.s. Aga, mogłabyś jednak zlikwidować tę weryfikację obrazkową bo strasznie utrudnia i rpzedłuża proces zostawiania komentarza.jak chodzący okularnik i ślepnący homo sapiens pracujący oczami, w dobie postępującej komputeryzacji to dla mnie kolejna przeszkoda i coś co nie ułatwia komunikacji.. litery są czasem tak nieczytelne, że trudno je odszyfrować a wzrok się wytęża..

Katarzyna Szymańska pisze...

Ja weszłem, ona weszedła, onbi weszedli - tak mówi mój Mikołaj a mnie już samej się mieszać zaczyna ;-) Świetna czapa!