Cisza to element deficytowy odkąd pojawia się dziecko. Nabiera
wartości, mnoży odmiany.
Jest cisza błoga, gdy potomek śpi. To cisza upragniona,
wyczekana, relaksująca, kładąca nogi na kanapie i masująca kark. Ta cisza ma w
sobie sapanie, chrząknięcia, kopnięcia w łóżeczko i dziecięce pogadanki, ale
jest cudowna.
Jest cisza dziwnie cicha, gdy dziecko śpi tak spokojnie, że
sprawdza się, czy oddycha bo niewiarygodnym kontrastem zaskakuje wobec rumoru
całego dnia.
Jest cisza stanowiąca
szum tła: robisz coś, ono coś robi, nikt nic nie mówi ale się stuka, się stęka,
się szura, klockami i ciuchcią się dźwięczy. To cisza spokojna i miła. Cisza
nie absolutna ale kontrolowana i bezpiecznie wypełniona nieabsorbującą treścią.
Jest cisza dziwnie pusta, gdy mały ktoś jest poza domem.
Cisza, która tęskni, pomimo zmęczenia i zarobionej chwili oddechu. Cisza
zapomniana, cisza z epoki przed narodzinami dziecka, która już nie jest taką
samą ciszą mimo że brzmi przecież tak samo cicho.
I jest ta jedna specjalna cisza, która zapada w drugim
pokoju. To jest najgłośniej wrzeszcząca cisza świata! To jest cisza
zapowiadająca nadejście złoczyńcy zza rogu. To cisza, która zdarza się Twojemu
dziecku w chwilach największego skupienia i zajęcia się czymś nadzwyczajnym… i
gdy słyszysz tę ciszę, biegniesz na złamanie karku bo być może misie jedzą
kupę, pralka się prawie włączyła z kolekcją kosmetyków i kilkoma butami, ważny
dokument zmienia stan skupienia, albo w nielegalnym użyciu są nielegalne narzędzia.
To jest cisza grozy.
U nas dziś była taka cisza. Był też gdzieś niezmywalny
flamaster do opisywania CD. 30 sekund ciszy. Potem był już tylko cudowny dziki chichot...
16 komentarzy:
oj taaak, u nas cisza teraz oznacza: wchodzę na stół, zaraz będę latać...
I u nas dziś taka cisza była- tylko, że u nas Julo próbując odkręcić śrubkę z szuflady łóżeczka kredką, nagreźlił na niej piękny "obrazek":D
hahaha cisza i mazak permanentny, u nas to polaczenie zaowocowalo kiedys dodaniem nowego wymiaru 3 D na telewiorze, trzeba przyznać, że to bardzo twórcza cisza :)
ja gdy tylko słyszę dziwną i nienaturalną ciszę w pokoju chłopców biegnę jak Superman na ratunek i nigdy mnie intuicja nie myli, zawsze coś wtedy broją jak wtedy gdy wymazali babci całą ścianę tłumacząc potem dzielnie co i gdzie namalowali, żeby babci nie było smutno gdy ich nie ma w jej domku, i jak tu się złościć :)
Ja też doświadczyłam ciszy. Nawet mnie zainspirowała do napisania opowiadania...;) heh. Oczywiście po tym jak musiałam zebrać energię i cierpliwość z pokładów zmagazynowanych gdzieś, gdzie myslalam ze ich juz nie ma;) Pozdrawiam Autorkę bloga, mamy dużo wspólnego, tak jak sobie czytam...:) No i fajnie piszesz:)
A opowiadanie jest tu, zdjecie efektow ciszy tez;) http://tuli-pyszczki.blogspot.com/2012/09/wizja-artysty.html
Znam doskonale wydzwiek kazdej z cisz;) A efekty tej ostatniej potrafia byc czasem brzemienne w skutkach.. Pozdrawiam
Pisz więcej, pisz częściej, jak znajdziesz choć jedną z cisz - to pisz. Pozdrawiam serdecznie. Anna z Lublina
O tak- ostatni rodzaj ciszy, co jest wrzaskiem właściwie, zna każda matka i pal licho, jeśli kończy się malowidłami w najmniej stosownych miejscach, jakoś łyknie się plastelinę wciśnięta we wszystkie otworki w telewizorze, kupę w komputerze i zamienienie kosmetyków w jedną breję, ale... mhm... czasami... Mniejsza z tym, nie będę straszyć, ale pamiętam kiedy raz wrzeszcząca cisza zmieniła się w sygnał karetki. Nie życzę żadnej matce.
To byłam ja- Alcyna :D Żyję ;)
Buziaki
to będzie szorowańsko podczas kąpieli :)
swoją drogą, pierwszy tatuaż za sobą ;)
Podczas jednej z takich cisz, która nie mogła trwać nawet 30 sek...:) nasz salon zmienił się w jedno wielkie dzieło sztuki....każda przestrzeń ściany została ochrzczona kredkami, które jak nam się wydawało są schowane...ale zawsze gdzieś się jakaś znajdzie w miejscu znanym tylko Małej Damie:)
Pozdrawiam! na początku z obrazami walczyłam za pomocą gumki, ale zawsze pojawiały się nowe i wtedy były większe....przestałam walczyć, ściany mają swoje obrazy i nie trzeba ich już udoskonalać:)
Pozdrawiam...
Ola:*
Jaki synio już duży mężczyzna. A niedawno oglądałam Twoje fotki w ciąży i jak maleństwo pojawiło się na świecie. Wymuszona przerwa u mnie w blogowaniu i tu takie zmiany. U mnie cisz oznacza ostatnio tylko jedno - dopadłem twój komputer mamo ;). Pozdrowionka.
No tak - u nas była kiedyś taka cisza, kiedy córka ma kochana wysmarowała się cała sudocremem :-)
Buhahahaha!
Znamy tę ciszę...Flamaster...Ech...
Długopis kremem dobrze schodzi. Szkoda, że krem mało czym schodzi...Z ryjka największego misia;-P
Fajnie Cię poczytać...
Jest też cisza przed burzą. Jak już huk był, jest dłuuuuugi wdech pełen takiej właśnie ciszy, a potem wielki ryk. Im dłuższa cisza, tym dłuższy ryk :-)
Pozdrawiam,
Kasia
fajnie piszesz i fajnie sie czyta. z usmiechem na twarzy bo to jakbym swoje mysli czytala, czy mysli kazdej z matek, ktore czesto niewypowiedziane zostaja. A jakze istotne w naszym matczynym zyciu! Pozdrawiam
Te cisze właśnie przede mną - Syn zaczyna chodzić ;-)
Prześlij komentarz