Mój syn zaczynał kiedyś mówić. Mozolnie pokonywał różnice miedzy mama tata a
papa, ale konsekwentnie piął się w elokwencji coraz wyżej. Może nie skokowo i nie jak burza ale się piął. Od pewnego czasu pogrążył się jednak w otchłani zaprzeczania i powrócił do korzeni dziecięcego niewypowiedzenia czyli jednosylabowego słowa
klucz: NIE.
-Ładna dziś pogoda. Nie.
-Chcesz kakao? Nie.
-Tata wraca. Nie.
-Idziemy do
wanny. Nie.
-Wolisz kubusia czy pszczółkę. Nie.
-O jaki fajny samochód. Nie.
-Zobacz koparka. Nie.
Aaaaaaaa!!! Wsącza się to zaprzeczenie do mojego ucha od świtu, gdy syn się budzi i ściągając mnie z leża zaczyna: nie nie nie. Wiem, że to
NIE znaczy "mamo nie spij już i wstawaj i bawmy się i śniadanie poproszę". Za
chwile wiem, że kolejne nie to "poproszę serek a nie kaszę" albo "bajka ma być o
prosiaczku a nie mrówkach". No ale to intuicja, a nie werbalizowanie i uniwersalny
w odbiorze komunikat.
Zmęczona, w rozpaczy dyktowanej spontanicznej kreatywności, przeprowadziłam eksperyment. Z premedytacją przejęłam postawę syna.
I tak oto w skrócie sobie podyskutowaliśmy o planach na wieczór i literaturze iberoamerykańskiej (streszczenie):
-Maaamooo nieeee
-Nie
-Nie?
-Nie
-Nie-e nieeee nie!
-Nie...
-Nieeeeee!
-Nie
-Nieeeeee nieeeeeeee
nieeeeeeee eeeee
Wlasnego pierworodnego doprowadzilam do furii i
epileptycznych rzutów o podlogę, co jest ostatnio ulubionym środkiem
ekspresji. Chwilowa konfuzja maloletniego urocza, ale pogłębionej refleksji się
po nim nie spodziewam.
Za to sama wniosków szukam i pytam, czy jest na to NIE
metoda?
I proszę, nie chcę słyszeć, że chyba NIE...
17 komentarzy:
To kolejny krok w rozwoju :-) Trzeba przetrwać ;-)
Niektórzy specjaliści mówią, że nie ma czegoś takiego jak bunt dwulatka ;) a z mojego dwuipółletniego doświadczenia wynika, że te wszystkie dziwne zachowania mijają, szybciej, lub wolniej, ale mijają, by ustąpić kolejnym jeszcze dziwniejszym :D Dwuletnie maluchy badają granicę, szybko się frustrują, potrzebują naszego mocnego wsparcia ale i poczucia że mają trochę wpływu na swoje życie (własnie np że mogą wybrać czy serek czy kaszka, bluzka brązowa czy zielona, itp).Trzeba spojrzeć na to tak, że to dziecko ma problem, że nie chce kakao, a nie nasz. Trochę meliski dla obojga i przetrwacie ;)
pewnie, że jest metoda... przeczekać i przetrwać! Kiedyś się obudzi i powie "jestem na tak!" :)))
Wszystko mija, jak wiadomo:) Z etapu "nie" przeszliśmy do ""dlaczego" i wierz mi, też lekko nie jest. pozdrawiam
Sabina
www/ono-i-oni.blog.onet.pl
To cię chyba NIE pocieszy... moja córa ma 2,9 roku i obecnie jest przyspieszony bunt 3latka. Buntu 2latka nie było, to nadrabia teraz i słyszę pierdyliard razy dziennie NIE! szlag jasny, no.
u nas jest 'nie' nawet przez sen... :)
taaa... nawet przez sen...
Hahahahaha!
Aguś kolejny genialny tekst!
Bożesz, jaka szkoda, że przez tyle czasu talent ten swój ogromny marnowałaś...
Uwielbiam!
Cudowny tekst, jak zawsze. Pozdrawiam i cierpliwości:)
Aguś co mam Ci napisać...nie ma recepty. U nas Nie pojawiło się już jakiś czas temu, tak samo jak rzucanie rzeczami, głową w podłogę uderzanie. Jednego dnia jest cudownie, następnego znowu nie-dzień. I trzeba cierpliwie przetrwać ten czas.
taaaaaaaaaaaaak nie ma to ja bunty ;-)
dasz radę, trzeba czekać, czekać, czekać i cierpliwość kontrolować ;)
taa czasem dziecko to walka o przetrwanie :( a szkoda bo powinnysmy sie cieszyc kazdym momentem
Skąd ja to znam :))))
ja jeszcze nie w temacie ale dobrze wiedziec na co sie mama nastawic. bardzo lubie czytac twoje przemyslenia. super!
u nas tez NIE....wiec tekst trafiony...ale my mamy przyspieszony bunt 2 latka bo cora ma 1,5 miesiaca.co te dzieci maja w glowie.a mi juz brak pomyslow zeby przekonac ja do prostych czynosci ktore kiedys nie stanowily zadnego problemu.
* 1,5 roku
Prześlij komentarz