Skinny nie byłam nigdy. Strong się zdarzało, jednakowoż konsekwentnie zawsze było daleko od skinny. Marzyłam o byciu wątłą drobnokościstą subtelnością, którą nosi się na rękach w naturalnym odruchu, która tonie w swetrze swojego mężczyzny, a każdy ciuch romantycznie otula kibić smukłą, podczas gdy włos długi falujący rozwiewa wiatr, podkreślając eteryczny charakter całości. No nie dało rady. Kościosłup mocny, otulony masą mięsną bardziej Jagienki niż Świtezianki. Wzrost z tych raczej górnych naówczas poziomów w żeńskiej populacji. Jak teraz patrzę na foto z młodości, choć presji na skinny jeszcze się nie czuło, to dużo teraz dałabym za tamto ciało...
Wpisując się w trend better strong than skinny lansowany ponoć przez niektóre gwiazdki hollywood, zawzięłam się i patrząc w lustro postanowiłam, że mimo lat i kilogramów nazbieranych, jeszcze wszystkim pokażę. Pokażę przede wszystkim sobie, że dam radę, a i literalnie pokażę wynik wszem i wobec :) i ruszyłam. Dwa razy w tygodniu, żeby się nie zamęczyć ale systematycznie. Śruba jest przykręcana regularnie i po miesiącach kilku nadal pocę się i stękam ale "osiągi" są nieporównywalne do początkowych. Cóż, 25kg...
Jak mawiał Maślana: baj baj maszkaro :)
Jak mawiał Maślana: baj baj maszkaro :)