Jeśli miarą inteligencji może być poczucie humoru, to drżyj
Menso, mój syn nadchodzi!
Uwielbiam, jak S. chowa się za suszące się pranie i czeka, aż
będę go szukać. Chodzę, tupię, szeleszczę, skrzypię, a zza suszących się koszul dochodzi dyskretny chichot.
- Nie ma go! Może jest w szufladzie?
- Ma. (tzn.: nie ma)
- A może jest pod poduszką
- Ma.
- A może się chowa za praniem?
- Ma-a! (oburzony, że psuję zabawę)
- A może jest w szafie na ostatniej półce?
- Aaahaaa!
- Nie ma go! Może jest w szufladzie?
- Ma. (tzn.: nie ma)
- A może jest pod poduszką
- Ma.
- A może się chowa za praniem?
- Ma-a! (oburzony, że psuję zabawę)
- A może jest w szafie na ostatniej półce?
- Aaahaaa!
Tymczasem dziś otarliśmy się o horror. S. maluje regularnie i dzień bez farb to dzień stracony. Jara się i tworzy. Doszliśmy już
do takiej wprawy, że nawet pozwalam sobie porzucić syna w skupieniu twórczym i
wyjść do drugiego pomieszczenia, bez obawy, że zje pędzel lub ozdobi ściany. Na
razie bezszkodowo. Dziś jestem w
łazience a tupot i krzyk pierworodnego z daleka sygnalizują katastrofę. Mamaaaaaa!
Kukuuuu! Syn wyciąga zakrwawioną rączkę a ja prawie mdleję! Ale zaraz… hmmm…
nie płacze? Szczerzy się tajemniczo, choć palec krwawi a czerwień ścieka na
podłogę obficie...
Szelma z premedytacją usmarował się czerwoną plakatówką tak realistycznie, że matka uwierzyła w mięsną kontuzję! I użył swego ograniczonego słownika w bardzo adekwatny, choć podstępny sposób! Skąd ten pomysł? Niech mi ktoś powie, skąd?
Szelma z premedytacją usmarował się czerwoną plakatówką tak realistycznie, że matka uwierzyła w mięsną kontuzję! I użył swego ograniczonego słownika w bardzo adekwatny, choć podstępny sposób! Skąd ten pomysł? Niech mi ktoś powie, skąd?