27.05.2013 Mielno – archiwum

Urok osobisty syn niewątpliwie odziedziczył po ojcu, bo nie przypominam sobie, żeby mi ktoś dawał za friko wafelki do lodów. Tymczasem grzyb ma rzesze fanów, na ogół kobiet, które ulegają czarowi hollywoodzkich uśmiechów. Zdumiewające jest, że dwulatek opanował topografię okolicy w ciągu doby i bezbłędnie odnajduje drogę z każdego zakamarka, by wylądować pod okienkiem budy z goframi, gdzie kobieta o brwiach Breżniewa wyciąga zza lady dwa rożki i rujnuje mi koncepcje obiadu lub zdrowego podwieczorku. Podobnie jest w smażalni, gdzie niby przypadkiem dodatkowe frytki trafiają na tekturową tackę  mojego syna... Nawet kuchara w stołówce u wczasującej się nieopodal babci straciła głowę i we własnym słoiku nielegalnie wynosi dla amanta zupę... 

Kobiety chyba gdzieś wewnętrznie mają potrzebę dokarmiania facetów, którzy je kręcą... 






przed wakacjami – archiwum

Bezdzietnym osobom, które z wyższością oceniają rodziców w amoku, życzę niespodziewanej wielodzietności. Przed letnim wyjazdem na trzy tygodnie z synem nad morze usiłowałam ogarnąć wiele spraw. Byłam bardzo zmęczona, niewyspana i żyłam w chaosie, próbując zapiąć ostatkiem sił wszystkie guziki. Nie lubię licytacji, kto ma więcej na głowie, ale ulało mi się wobec pewnej osoby, że tyle tego i że to pakowanie i próba przewidzenia wszystkich sytuacji, jakie mogą się pojawić w podroży z dwulatkiem i ilość niezbędnych gadżetów... 

i usłyszałam: "no ale nie róbmy paranoi, przecież jedziesz na urlop na trzy tygodnie”. 

Uznałam ten brak empatii za niegodzien dalszej polemiki... może kiedyś też z dzieckiem nad morze pojedzie...




chwile jak fotka

Są chwile, gdy nawet najlepszą parę, a nas za taką uważam, dopada codzienność, rzeczywistość i z półbogów przeistaczamy się trochę w naszych rodziców. Ze wszystkimi ich zgryzotami, frustracjami, marsami na czole i głupimi tekstami, które magazynujemy gdzieś w archiwach podświadomości. Jednak gdy już czuję, że zamieniam się w kogoś, kim bardzo być nie chcę, zdarzają się te małe magiczne chwile, dzięki którym budzę się z letargu.
Znajduję ich dwóch. Mały w łóżku, duży na podłodze. Mały w piżamie, zaplątany w pościeli z myszką na piersi. Duży przykryty rogiem dywanu, z otwartą „Doliną Muminków” na klacie. Trzymają się za ręce i śpią identyczni.
I wiem, że choćby kosmos się walił, to nic nas nie zepsuje… 



feel good



Po raz kolejny syn udowodnił mi, że moje życie się zmieniło. Nie żebym narzekała, ale jakaś taka erozja wizerunkowo-estetyczna postępuje. Zawsze ceniłam sobie dopracowany look, poświęcałam czas, lustro było nawet przed skokiem po bułki. Bo lubię tak i koniec. Odkąd pojawił się „trzeci pasażer” rdzewieję stylistycznie i wszystko wychodzi zdecydowanie mniej perfekcyjnie.
Dziś S. jest chory. Nic poważnego ani obłożnego, ale dezorganizacja życia konkretna bo nici z przedszkola. Mój czas zatem podporządkowany synowi, wypełniamy kreatywnie a w związku z tym dużo się przemieszczamy, jeździmy po mieście, sprawy, sklepy, ciuchcie oglądamy, spacerujemy, zwiedzamy itp. Jest ładna pogoda, więc nastroje dopisują. Ogólnie moja kobieca próżność oscyluje w okolicach „lubię to” i może nie ostentacyjnie „sex machine” ale zdecydowanie „feel good”. No i tak sielankowo czas nam płynie. Jest jednak feler: co jakiś czas zalatuje pawiem i zastanawiam się, czego nie domyłam, po porannym wypadku syna. Ciuchy mamy zmienione, dziecko wyprysznicowane… a jednak woń delikatnie się snuje… świat pełen tajemnic, więc nie zaprzątam sobie głowy.
Czasem, jak jestem w dobrym humorze, to świat mi odbija „pozitiw wajbs” i ludzie się uśmiechają bezinteresownie, faceci z oka strzelą i ogólnie jest ego rozrost. I dziś właśnie takie ładowanie baterii nastąpiło. Tak mi było dobrze z synem i sobą i całym imagem matczynym a jednak wystarczająco kobiecym też...
A potem nastąpiło wyjaśnienie tajemnicy. Nie wiem, jak to możliwe, bo przecież łeb czochram co chwilę, ale nie zauważyłam… Tymczasem dokładnie na czubeczku rudej  śliczne małe gniazdko, mokrą rączką dziecięcą z niestrawionym śniadaniem przejechane, zaschnięte i sklejone. Woń pawia siejące…
Taka oto sytuacja: jak się przypadkiem za bardzo wychylisz naiwna matko zza węgła i czujność stracisz, to cię petarda z rzeczywistością śmierdzącą dopadnie, choćby rykoszetem… a wizerunek khmm… o czym to ja miałam pisać? Taaak dzień nam miło upłynął…